środa, 3 listopada 2010

Zrozumienie przyczyn problemów

Jest jak gdyby dwóch "mnie". Jeden bardziej przebojowy, lubiacy towarzystwo, rozmowy. Pelen energii przeznaczonej do dobrego sporzytkowania. Ta postać bierze górę, kiedy Wszystko wychodzi, gdy odnosze sukcesy zawodowe, gdy w domu się wszystko układa. Takiego lubia mnie ludzie. Jestem wesoły, chętny do dzielenia się ta radościa zycia. To jakby część mnie w jakimś stopnu przejęta w genach od taty. Jest też moje drugie oblicze, to na okres sytuacji trudniejszych, kryzysowych. Wydaje się to proste, lecz mnie zajęło trochę czasu zrozumienie tego, ponieważ jakieś 34-35 lat mojego życia to pasmo samych sukcesów. Trochę wg. zasady autohipnozy, że wystarczy sobie wmówić, że będzie dobrze, a los i szczęście same będa ci sprzyjać. Ja od dziecka wmowiłem sobie, że naprawdę "urodziłem się w czepku". Do tego zastosowałem "radę starych mędrców", czyli mojego dziadka, że "szczęściu trzeba pomóc". Wiec dużo też na ten sukces pracowałem i wszystko się zawsze układało. Do tego stopnia, że "przekręciłem" te dwie zasady w ich wypaczenie - że wszystko co chcę i tak samo do mnie przyjdzie. W pewnym momencie zapomniałem i o czepku i o pracy której szczęście też ode mnie wymagało. I dotyczy to tak pracy jak i zwiazków, i tych rodzinnych i przyjaźni. Kryzys wewnętrzny i także ten zewnętrzny musiały w takich okolicznościach się pojawić, i nie jest to zbieg okoliczności, że przyszły razem. Wtedy pojawiła się ta druga moja natura, genetycznie bardziej odziedziczona od mamy. I w rzadnym wypadku mama nie może się o nic obwiniać, dlatego, że tak jak wcześniej życie czerpałem garściami i "szedłem na maxa", tak i ochotę na schowanie się w domu, zagłębienie w ksiażkach, potem w komputerze, na samotność posunałem do wypaczonej postaci. Po prostu narkotyki potęguja ten stan. A mnie w nim było po prostu dobrze. Było mi dobrze w samotności, w zamknięciu w swoim gabinecie. Prochy pozwalały ten stan i uczucie znacznie spotęgować. Było mi wiec po nich jeszcze bardziej samotnie. Stworzyłem niejako nowa zasade: "Samotności trzeba pomóc" i stosowałem ja pomagajac sobie prochami. Niejako potwierdzeniem jest fakt, że zupełnie nie kręciły mnie nigdy żadne narkotyki wpływajace na zmiane stanu świadomości. Nawet trawkę paliłem tylko pare razy w życiu i tylko gdzieś tam raczej dla towarzystwa. Ani razu żadnego tego typu narkotyku nie kupiłem w dopalaczach.com . Gdy była promocja i przez miesiac dawali je gratis do każdego kupionego Ivory, po prostu zostawiałem je sprzedajacej tam dziewczynie. Teraz wiem wiec jaki jestem i skad pewne moje zachowania wynikaja. Okazalo sie to bardzo proste. Wręcz banalne. Lubie tu przebywac w towarzystwie, ale zauwazylem, ze musze jeszcze troche niejako sie zmusic do tego, albo lepsze slowo, przypomniec sobie o tym i isc do kolegow, i spedzic potem z nimi swietnie czas, bo w przeciwnym razie z także z przyjemnoscia pograżyłbym sie w swoim pokoju w samotności i ksiażkach. Ta druga postawa w moim wykonaniu jest nie do przyjecia. Ale to co pozytywne, tego towarzyskiego ja nie muszę sie uczyć. Wiem to i czuję, że takiego mnie ludzie wola, że mnie lubia. Sprawia mi satysfakcję, gdy moja obecność ich cieszy, gdy śmieja się z moich żartów. To moje drugie ja, ktore tez z pomoca żony, mam jeszcze taka nadziejęm, oraz przyjacioł, jestem o tym przekonany, ze juz na zawsze mnie zdominuje. Teraz kiedy to zrozumialem, moge Wszystkim powiedziec: "Cześć, wróciłem :)"

1 komentarz:

  1. Twoje przyczyny problemu nie przekonują.Po 35 latach życia odezwały się w Tobie geny "samotności" matki?A czy ona uważa się za samotną?

    OdpowiedzUsuń