poniedziałek, 29 listopada 2010

Perfekcjonizm cd

W tagach do poprzedniego posta dodalem "narkotyki". Ktos moglby zapytac, co to ma z narkotykami wspolnego. Otoz z kokaina bardzo duzo - moja psychika myslala, ze wreszcze znalazla cudowne lekarstwo na osiagniecie perfekcji. Z kokaina (na poczatku) wszystko latwiej wychodzilo, nie dostrzegalo sie przeszkod, byla wyzsza samoocene i tak spirala brania narkotyku az do uzaleznienia sie od niego, nakrecala sie. Branie czy picie staje sie uzalezniajace wtedy, gdy daje natychmiastowe do odczucia zyski. Wyleczenie z uzaleznienia nastepuje wtedy, gdy tak zmieni sie psychika, ze to branie/picie nie da zadnych zyskow, poniewaz w naturalny sposob bedziemy te "zyski" osiagac. Ktos zyjacy w zgodzie ze soba, wewnetrznie poukladany (czyli nie chowajacy uczuc za kurtyna), a wiec automatycznie w wysoka samoocena, nie bedzie bral/pil bo to mu nic nie da, nie przyniesie dodatkowej satysfakcji, nie wypelni dziur w psychice. I taki jest moj teraz cel, aby taki stan wewnetrzej zgody osiagnac - ale juz nie PERFEKCYJNIE, bo i w tym wzgledzie idealy nie wystepuja!

Perfekcjonizm

Jestem (walcze ze soba, aby moc kiedys w zgodzie ze soba napisac "bylem") Perfekcjonista. W ujeciu psychologicznym nie oznacza to bynajmniej ze wszystko robie w sposob perfekcyjny. Oznacza to ze daze do perfekcji, do nieosiagalnego idealu. Poniewaz osiagniecie idealu jest niemozliwe i oczywiscie z tego chocby wzgledu nigdy w zadnej sprawie jeszcze mi sie to nieudalo (bo nie moglo) kiedy cos przestaje wychodzic, czesto przy pierwszej trudnosci w realizacji, bojac sie ze nie zakonczy sie to idealem przerywam robienie tego. To lepsze od porazki. To jest bardzo meczace i dodatkowo pozbawione systemu nagrody, bo nawet gdy cos osiagam to po pierwsze nie jest to na pewno idealne, a nawet gdy zbliza sie do idealu to tez nie cieszy, bo przeciez tak mialo byc. Dodatkowo to tez wzmaga i poczucie winy i obniza samoocene. Bo czuje, ze jestem do kitu, bo nie potrafie czegos zrobic tak jak bym chcial. Takie podejscie do zycia bardzo zdominowalo to jak pracuje - najpierw z olbrzymim zapalem, z pasja podejmuje sie nowego zadania, bo tak trzeba od poczatku jak ma byc perfekcyjnie wykonane, a potem odpuszczam, jak czuje ze prawdopodobiestwo nieosiagniecia idealu znaczaco wzrasta. Do tej pory nie mialem tego wogole w swiadomosci. Sam zloscilem sie na siebie za brak wytrwalosci, nie rozumialem dlaczego tak latwo odpuszczam ... Po prostu "slomiany zapal". Bo to dazenie do perfekcji wyplywa z podswiadomosci. Terapeutka zapytala "kto ci to zrobil?". Coraz czesciej wydaje mi sie ze sam sobie te rozne rzeczy porobilem. Bo kazda taka rzecz w psychice z zalozenia miala spelniac jakis pozytywny cel, to sa systemy samoobrony mojej psychiki. Przed czym? Nie wiem jeszcze ... To bedzie wymagalo "glebszego zglebienia" na sesjach psychoterapii. Wierze, ze wyciagniecie tego do strefy swiadomosci, czyli do strefy nad ktora mamy pelna kontrole jest pierwszym moim duzym krokiem do pozbycia sie tego zabujczego perfekcjonizmu. Jak ja sie ciesze, ze tu przyjechalem, ze mam 2 miesiace na poznawanie samego siebie ... Minal pierwszy, ale dalej bede sie tu zaglebial w sobie, jak pisalem wczesniej, prace nad "odkryciami" pozostawiam sobie na psychoterapie.

niedziela, 28 listopada 2010

Papierosy

Drugi dzien bez papierosow. Cholera to gorsze od prochow ktore bralem, bo nikotyna uzaleznia fizycznie. Smieje sie, ze na ramieniu siedzi mi taki maly diabelek, ktory caly czas mowi: "zapal, tylko jeden, przeciez jeden nie zaszkodzi, moze zdrowiej stopniowo a nie tak od razu zupelnie, palic, palic, palic, palic". Na szczescie jest tez aniolek, i podpowiada, ze przeciez tyle osob skutecznie rzucilo, to ty nie dasz rady? No nic, walcze, tylko zaczynaja bolec pluca, a to cholernie nieprzyjemne. Poza tym wiem, ze gdybym zapalil po dwoch dniach, mialbym po pierwszym papierosie (ale tez tylko przy tym jedny, przy kolejnych tolerancja na nikotyne natychmiast wraca do punku w ktorym skonczylem palic) odlot, zakreciloby sie przyjemnie w glowie. A nie chce juz doznawac zadnych odczuc bedacych efektem jakiejkolwiek substancji. Chce cieszyc sie pelna swiadomoscia i skoncentrowac sie na odkrywaniu swojej tozsamosci, i niczym jej nie "zadymiac". Poza tym co optymistyczne, za kilka tygodni odzyskam calkowicie smak i wech. To musi byc fajne. Tylko te pluca bola ... lepiej nie wiedziec jak wygladaja po 20 latach wedzenia, skoro czyszczenie powoduje fizyczne dolegliwosci.

Weekend

Weekend zbliza sie do koca. To zwykle najgorszy okres w tygodniu, poniewaz przyjezdzaja zony Kolegow. Ze wzgledu jednak na warunki na drogach tym razem nikt nie przyjechal. Mielismy wiec dwa dni praktycznie wolne od zajec, choc wykorzystalismy ten okres tez terapeutycznie. Zartobliwie powiem, ze bylo terapeutyczne lepienie balwana, terapeutyczna wizyta Kolegi, ktory oposcil osrodek 3 tygodnie temu, ogladanie Dekalogu Kieslowskiego i filmu Baraka, ktory bardzo polecem. Dzis wycieczka do Chojnic, McDonald !!! z terapeutycznym balonikiem, terapeutyczny basen, potem obiad, 2 godz drzemki i do konca dnia co kto woli, TV, film, gazeta, ksiazka ... Dlaczego te wszystkie rzeczy nazwalem "terapeutycznymi". Mielismy miec w sobote zajecia dotyczace wspolpracy, przeprowadzilismy je w formie bardziej praktycznej - ulepilismy ponad 2 metrowego balwana. Byla wspolpraca i bardzo duzo smiechu. Ania obserwujac nas z boku powiedziala, ze lepienie balwana wpisuje na stale do zimowego planu zajec :-) bylismy przy tym po prostu soba. Odwiedziny Kolegi byly bardzo pouczajace i podnoszace na duchu. Podchodzilem, nie tylko ja bardzo sceptycznie do jego szans, ze wzgledu na jego postawe w osrodku. A tu mila niespodzianka. Od wyjscia codziennie rano robi sobie na pobudke gimnastyke, przylacza sie nawet do tego corka, kilka razy spotkal sie z cala rodzina tylko w tym celu, aby kazdy opowiedzial jak minely mu ostatnie dni i jakie ma plany. Na poczatku ponoc bylo troche sztywno, a potem cala rodzinka sie rozkrecila (w osrodku jest to codziennie w ramach medytacji). Najwieksze zaskoczenie ze poszedl na AA. Czyta ksiazki psychologiczne, trzyma trzezwosc. Opowiadal otwarcie (tego sie tu nauczyl) o swoich dylematach, o gorszych chwilach, ale tez o szukaniu pracy, o tym co bedzie robil w przyszlosci. To byly bardzo mile odwiedziny. Po nich spacer po Borach Tucholskich, ktore po poprzedniej nocy zmienily swoje oblicze z jesiennych na zimowe. Dekalog bardzo wszystkich wciagnal, obejrzelismy 3 odcinki, a po kazdym z nich byla samoistna ciekawa dyskusja. Bardziej rozrywkowo - Final Mam Talent, niestety nasi faworyci "Me, Myself and I" nie wygrali. Ale rzyczymy im sukcesu, w nas maja conajmniej 2 nabywcow wydanej w przyszlosci plyty, bo jestem przekonany, ze plyta bedzie. Film Baraka jest nietypowy. To rodzaj filmu medytacyjnego, obraz i odpowiednia do tego muzyka. Ciezko mi to opisac, to trzeba zobaczyc. A pojawia sie po nim wiele mysli ... Czas biegnie jakos strasznie szybko. To dobrze, bo strasznie teskienie za moimi dziewczynami. Dzis w ramach wycieczki do Chojnic mialem mozliwos kolejny raz wykazac sie asertywnoscia, proszac o balonik dla terapeutki (z jaka latwoscia to teraz wychodzi, choc zauwazylem, ze musze dzialac instynktownie, gdybym zaczal rozwazac czy po niego isc, to pewnie bym sie nie zdecydowal) a potem poszedlem na basen, nie majac poczucia ze wszyscy sie na mnie patrza, ze jestem gruby. Mam po prostu w nosie oceny innycn, szczegolnie takie powierchowne. Czuje sie lubiany, akceptowany, wiem ze jak mowie to jestem z zainteresowaniem sluchany. Naprawde z takim nastawieniem zyje sie lepiej.

sobota, 27 listopada 2010

Alfabet Uczuc

Postanowilem uruchomic nowy projekt, rownolegly do tego Bloga. Roznica polega na tym, ze ten jest spontaniczny, nieplanowany. Nowy Blog bedzie katalogiem uczuc. Odkrylem ich okolo 60 a pewnie jeszcze jakies sa. Opisujac po koleji kazde z tych uczuc, po jednym kazdego dnia, chce sie w ten sposob oddac glebokiej (jak na mnie) medytacji. Chce w ten sposob miec tez miejsce, do ktorego sam bede mogl w gorszych chwilach wrocic, jak tylko przyjdzie mi do glowy znow ochota by przed ktoryms z uczuc ze strachu uciec. Dodalem tez zdjecia Jackow - osrodka w ktorym jestem, i podalem link do witryny osrodka. Jest prawie 1600 wyswietlen stron bloga w ciagu miesiaca jego funkcjonowania i chce w ten sposob podziekowac Ani, Robertowi, Kamili, Jance, moim terapeutom, a takze Gosi i Uli, za to ze jest tu jak w domu. Misja misja, ale trzeba tez miec za co jesc, wiec moze ktos szukajacy miejsca na podjecie terapii, kto trafil na mojego Bloga, w ten sposob odnajdzie Jacki, i skorzysta z oferty osrodka. Szczerze polecam ...

piątek, 26 listopada 2010

Re: Komentarz "Boska Kara"

Milo jest przeczytac taki kometarz. Kto szuka, ten znajdzie ... Nie wiem czy to z ktoregos testamentu, ale czytajac interpretacje testamentu Josepha Murphiego ("Potega podswiadomosci") odkrylem, ze jest tam bardzo duzo prawd uniwersalnych. Trzeba oddzielic tylko to co bajkowe (moje klechdy zydowskie na okreslenie Bibli) od ukrtytych za tym tresci. Do tej pory odczytywalem to bardzo powierzchownie, bo takie tez bylo moje zycie. Przyjechalem tu jako ateista. Uduchowilem sie tak, ze wierze obecnie w istnienie jakiejs sily wyzszej, choc Bogiem tego nie bede raczej nazywal. A co do elektroniki, to doswiadczenie nie korzystania z urzadzen przez jeden dzien przedluzylo sie samo do 2 tygodni, czyli caly czas. Uzywam tego do pisania bloga, maili, rozmow z corkami. Po to to jest. Jezeli jestem jeszcze od czegos uzalezniony, to na pewno od ksiazek. Ale to chyba niegrozne ;-) Nowy komentarz do posta "Boska Kara" dodany przez Anonimowy : Brawo! Tak właśnie jest, wstyd - to coś ograniczającego, oddzielającego nas od Boga - czy dla agnostyków - bytu i stanu idealnego. Wstyd wiąże się ze złem, bo z niego wynika. Czytając Twój poprzedni post i wiele wcześniejszych, zastanawiam się zawsze, jaki jest sposób, aby te spostrzeżenia, nastawienie i to, co z tego wszystkiego człowiek poddający się terapii wyciągnie, zostało na trwałe, nie zapominało się, żeby "proza życia" nie stłumiła tego wszystkiego, czego terapia moze nas nauczyć. Trzymam kciuki, aby Tobie się udało i żeby życie "po" było bogatsze i lepsze. P.S. Czy iPhone itd. to też uzależnienie?

Boska Kara

Trudno sie dzis spalo. Rano nie mialem sily isc biegac. "Dreczylo" mine moje "odkrycie" dotyczace wstydu i tego jak sobie z nim radzic, ile nam ono zabiera radosci zycia. Znalazlem ostateczny dowod na potwierdzenie "mojej teorii". Pisze to w cudzyslow, bo okazalo sie, ze to moje nowe odkrycie jest de facto najstarsza teoria cywilizacji judeo-chrzescijanskiej. Mowi o niej wprost, pierwsza, wszystkim na swiecie znana przypowiesc biblijna o Adamie i Ewie. Co bylo kara Boga za zerwanie jablka z drzewa poznania dobra i zla - no wlascie ... "podarowal" ludziom WSTYD ... Pozostawiam do indywidualnej medytacji ...

czwartek, 25 listopada 2010

Omowienie polowy terapii

1. Co sklonilo Cie do przyjazdu do osrodka? Nie wiedzialem tak do konca po co tu jade. Nie czulem sie uzalezniony. Przestalem brac Ivory, minal trudny po tym tydzien, gdy bylem tak rozdygotany, ze nie potrafilem usiasc na minute i ciagle spalem. Wydawalo mi sie, ze problem mozna rozwiazac po prostu nie biorac. Ze to kwestia jedynie silnej woli. Tydzien przed wyjazdem odwiedzil mnie jednak przyjaciel, ktory uswiadomil mi, ze to ze mowie ze nie bede juz nigdy bral to takie wmawianie sobie, ze uzaleznienie jest wiekszym problemem, ze powinieniem zmienic pewne rzeczy w swoim zyciu, i inaczej na zycie patrzec. Wspomnial mi o kolezance ktora miala problem alkoholowy i pomogl jej pobyt na terapii. Po jego wyjsciu od razu znalazlem w Internecie oferte osrodka i zadzwonilem, zeby umowic swoj przyjad tutaj. Moge powiedziec, ze przyjechalem tu tylko dlatego, ze mu zaufalem. Moim glownym motywatorem byla bezradnosc, ze nie robiac nic nie odzyskam rodziny. Ze to jedyna droga aby sprobowac "cos" zrobic aby znow byc kochanym (czyli zgodnie z dotychczasowym modelem postepowania, ze na milosc trzeba zasluzyc) 2. Jaki byl Twoj poczatkowy stosunek do leczenia? Postanowilem isc na calosc. Mowic o wszystkim, robic wszystko co jest ode mnie oczekiwane, maksymalnie angazowac sie na zajecia i dodatkowo szukac wiadomosci w przywiezionych ksiazkach. Ciekawe, ze jakos tak podswiadomie wybralem ksiazki dotyczace poczucia wartosci, uczuc, wartosci itd. czyli spraw o ktorych nie wiedzialem jeszcze wtedy, ze mam z nimi problem. Ta wiedza bardzo mi pomogla w terapii. 3. Jakie sobie okresliles cele do osiagniecia w osrodku? Na poczatku nie mialem zadnych konkretnych celow, poniewaz nie wiedzialem na czym tak naprawde polega terapia. Pozniej pojawialy sie kolejno cele zwiazane z budowaniem poczucia wartosci, asertywnoscia, zloscia. Dzis doszedlem do wniosku, ze nie bede sie jeszcze skupial wylacznie na tych sprawach. Pozostaly miesiac poswiece na dalsze zaglebianie sie w sobie i szukanie kolejnych problemow. Samo znalezienie problemu juz jest pierwszym krokiem do jego zrozumienia i wyeliminowania, jednak glowna prace nad nimi pozostawiam sobie na pozniejsze sesje psychoterapii. Wymagaja one po prostu duzo wiecej czasu i pracy nad soba. Zrozumialem, ze nie da sie tu nic przyspieszyc. Niestety. 4. Jak je realizujesz? Pelne oddanie na zajeciach i ciagla refleksja. To co poznaje przekladam od razu na swoje zycie. Odnosze do siebie i poglebiam. Czasami jest to bardzo meczace. Prowadzi do watpliwosci, ale wiecej jest mimo wszystko nadzieji. 5. Co sie zmienilo od poczatku pobytu w osrodku? Podobno bardzo sie zmienilem. Poza tym ze tyje na tutejszej kuchni (jest to tez efekt uboczny odstawienia dopalaczy) osiagnalem niesamowity spokoj. Rok temu bralem tabletki na obnizenie cisnienia, dzis rano mialem cisnienie 110/75. Zaczynam miec coraz czesciej poczucie bycia w zgodzie z samym soba. Prawda wyjdzie na poligonie, jak nazywam zycie poza osrodkiem. Tutaj nawet nie jestesmy w symulatorze. To wirtualny swiat. Wsztsko jest poukladane, w swojej kolejnosci, nic nie zaskauje. Jestesmy jak w kokonie ochronnym. W efekcie pozbylem sie stresu, wybaczylem sobie, wiem jak chce zeby wygladalo moje dalsze zycie. Boje sie troche co bedzie w rzeczywistym swiecie, ale mam duzo nadzieji i wiary w siebie. 6. Co daly Ci zajecia? Wiele zajec bylo przelomowych. Te dotyczace procesu nawrotu, poczucia wartosci, drabiny zlosci, porozumienia bez przemocy. Wczesniej zylem nie myslac o sobie, o swoim wnetrzu i uczuciach. Dzieki zajeciom odkrykem w sobie prawie 60 roznych uczuc! Zycie dzieki temu staje sie zdecydowanie bogatsze i po prostu fajniejsze. 7. Jaka jest Twoja aktywnosc na zajeciach, na rozmowach indywidualnych? Ogranicze sie do stwierdzenia - maksymalna (terapeutka usmiechnela sie i nie oczekiwala wiecej wyjasnien) Dodam, ze wiecej z siebie nie jestem w stanie juz dac. 8. Czy umiesz organizowac sobie czas wolny w osrodku? W jaki sposob to robisz? W tym zakresie zostalem jeszcze przed omowieniem pochwalony, wiec nie musialem tego dodatkowo omowiac. Terapeutka dziwila sie jak to robie, ze mam czas na myslenie i reflekse, ksiazki, gre w bilard, telewizje i jeszcze pojawia sie sport. Sam sie troche dziwie, bo nie uwazalem sie dotychczas za dobrego organizatora swojego czasu. A okazuje sie ze potrafie, wkladajac w to troche wysilku i sumiennosci. 9. Jaki byl dla Ciebie , najtrudniejszy moment podczas dotychczasowej terapii? Odkrycie niejasnosci zwiazanych z moim dziecinstwem, i wplyw dziecinstwa na moje dalsze zycie. Fakt jego dotychczasowego idealizowania i wyparcia praktycznie wszystkich wspomnien. Wyimaginowany obraz dziecinstwa zastapil prawdziwy. Tego prawdziwego jednak jeszcze nie poznalem, bo go po prostu nie pamietam. Moje pierwsze wspomnienia zaczynaja sie od 4 klasy podstawowki! Jednak nie ma w tym winy moich rodzicow. Sam sie tak wkrecilem. Jestem mistrzem we wkrecaniu sobie roznych rzeczy i w idealizowaniu (chcialem powoedziec bylem, bo terapeuci zauwazyli tu wielka zmiane. Juz wszystko z czym mam do czynienia nie jest najwspanialsze. 10. Jaki byl dla Ciebie najprzyjemniejszy moment podczas dotychczasoweh terapii? Smiechoterapia z pierwszego tygodnia. Zebrala sie wtedy taka ekipa, ze ze smiechu bolal mnie brzuch. A tak powazniej, to kazde odkrycie czegos nowego w sobie lub dowiedzenie sie czegos o sobie, niezaleznie czy dobrych rzeczy czy zlych bardzo mnie cieszy, bo czuje jak pojawia sie wewnetrzna rownowaga, ze zaczynam byc dzieki temu w zgodzie sam ze soba. W ciagu dnia najbardziej lubie wieczorna relaksacje, gdy przy spokojnej muzyce terapeutka (konieczny mily damski glos :-) czyta historie ktora sobie wyobrazamy. Po miesiacu doszedlem do takiego stanu odprezenia, ze dzis wydawalo mi sie, ze zaczne sie unosic z fotela. Niesamowicie przyjemne uczucie 11. Co uwazasz za swoje najwieksze osiagniecie w dotychczasowej terapii. Przelamanie wstydu i mozliwosc prowadzenia rozmowy z obcymi bez uczucia bycia wciaz ocenianym i generalnie nowe spojrzenie na swiat, ktory mnie ceni lub nie ceni za to kim jestem a nie za to co robie czy daje. Wczesniej zycie bylo juz bardzo z tego powodu meczace, teraz naprawde chce sie zyc pelna piersia, bez zbednych kotwic.

Wstyd - autorefleksja

Tak wiec jezeli wstyd jest uczuciem nabytym, odroznajacym nas od zwierzat, odpowiedzialnym ostatecznie za nasze niewlasciwe zachowania, leki, poczucie winy itd. prowadzace do chorob psychicznych a czesto i do jakisc innych powiklan zdrowotnych, to mozna by wysunac uogolniajacy wniosek, ze celem psychoterapii jest pozbycie sie ograniczajacego nas uczucia wstydu. Nie zupelnie oczywiscie, zyjemy w takiej a nie innej cywilizacji i np. nago na ulicach nie bedziemy chodzic, choc ten akurat wyjatek jest niejako potwierdzeniem reguly. Wstyd jest nam nazucony przez wychowanie i kulture w jakiej funkcjonujemy. Nie jest to uczucie naturalne, a raczej wyuczone, ktore niejako tlumi, czy raczej chowa za kurtyne uczucia naturalne, ktorych pozbyc sie nie da (bo sa naturalne, wstydu mozna sie pozbyc). Wszystkie inne problemy psychiczne sa wiec niejako efektem tego pierwotnego problemu zwiazanego ze wstydem. Przestanmy sie wiec wstydzic ...

Adrenalina

Dzis byly bardzo wazne dla mnie zajecia. Zrozumialem dlaczego zlosc nie jest zlym uczuciem i dlaczego nie powinno wywolywac poczucia wstydu i gniewu na samego siebie. Otoz zlosc, czy raczej emocje z nia zwiazane sa efektem wydzielania zwiekszonej dawki adrenaliny. Dlatego odczuwamy ja niemal fizycznie poprzez wzrost pulsu, przyspeszony oddech, ucisk w klatce piersiowej itd. A nie mozemy sie winic przeciez za to, ze nasz organizam w reakji obronnej wydziela adrenaline. Jestesmy ssakami i tak to zostalo w przyrodzie zorganizowane. Rownie dobrze moglibysmy sie winic za to ze przy milych uczuciach wytwarza sie serotonina czy endorfina. A przeciez nie mamy o to do siebie pretensji. Podsymowujac, nie mozemy sie winic za to, ze nasz organizm prawidlowo funkcjonuje i wytwarza w reakcji obronnej adrenaline! I co dalej. Otoz mozna to uczucie ktore sie pod wplywem adrenaliny niejako stlumic w sobie az za wysoka dawka emocji opadnie i wtedy natychmiast przedstawis w asertywny sposob co nas zdenerwowalo: niezaspokojenie jakichc potrzeb, czy utrudnienie w ich zaspokojeniu lub przedstwienie wlasnego punktu widzenia na konfliktowa sprawe, ktora wywolala ta zlosc. A nasz organizam jest genialnie zorganizowany, bo potrafi wydzielic adrenaline w roznej dawce, w zaleznosci od sytuacji, stopniujac w ten sposob niejako ta zlosc. Pomimo tego ze jestesmy ssakami, to przede wszystkim jestesmy rozumnymi istotami, wiec nie musimy zamieniac tej adrenaliny w natychmiastowy atak, bedacy reakcja obronna, tak jak to robia zwierzeta, tylko wykorzystac to cos co nosimy na zwieczeniu kregoslupa i w efekcie poslugujac sie jezykiem zyrafy (porozumienie bez przemocy) wykorzystac ta zlosc w sposob konstruktywny. Przyklad z dzisiejszego dnia. Rano poszedlem pobiegac zamiast isc na gimnastyke, zgodnie z ustaleniami. Nie zostalo jednak dopowoedziame czy mam zglaszac wyjscie, a jedynie ze mam zameldowac swoj powrot. Terapeuta poczul sie zignoriwany faktem niepoinformowania go o wyjsciu i zwrocil mi na to uwage po moim powrocie. Poczulem fale zalewajacej mnie adrenaliny (zlosc) i w efekcie powiedzialem jedynie "a gdzie mialbym byc", ponazekalem troche kolegom, poczulem sie z tym wszystkim bardzo zle (poczucie winy) i jeszcze zaczalem unikac wzroku terapeuty gdy sie mijalismy (odczul to, a to bylo efektem mojego zaklopotania). W trakcie zajec przezwyciezylem w sobie uczucie wstydu (ktore jest chyba uczuciem wyuczonym w procesie wychowaczym dziecka, bo nie wydaje mi sie, aby bylo to uczucie naturalne - nie slyszalem zeby zwierzeta odczuwaly wstyd, to chyba jedna z nielicznych rzeczy nabyta przez czlowieka nie w sposob naturalny, odrozniajaca nas od zwierzat?!) i opowiedzialem o swoich odczuciach terapeucie. O swojej zlosci, poczuciu winy i wstydu. I stalo sie najwazniejsze - od razu poczulem sie lepiej. A powiedzenie o tym, choc wymagalo przelamania w sobie tego wstydu, bynajmniej nie bolalo! Nie bede sie wiecej zloscil na moja adrenaline - to byloby idiotyczne!

Ryzyko zwiazane z podjeciem psychoterapii

Z podjeciem psychoterapii laczy sie jednak pewne ryzyko. Otoz partner ktory sie jej podejmuje rozbija niejako uklad rodzinny w ktorym od lat sam tkwil i ktory sam tworzyl ze swoim partnerem. W efekcie znika glowny powod dla ktorego sa razem, czyli schowanie za kurtyne tych samych uczuc, z ktorymi oboje sobie nie radza. Partner, ktory poddal sie psychoterapii, kiedy jego kurtyna zacznie zanikac, to co bylo zaleta jego partnera, zacznie dostrzegac jako wade, i to wade coraz trudniejsza do zniesienia. Z drugiej strony partner bedzie stawial zaciety opor przeciwko zmianom. Tak wazne jest wiec nie robienie tego w tajemnicy, poniewaz tylko zwieksza to dezorietacje partnera i wzmaga jego opor na zmiany. Tak wiec aby stworzyc idealny model rodziny i przerwac ten uklad rodzinny, ktory przechodzi z pokolenia na pokolenie, psychoterapii powini poddac sie oboje malzonkowie. A potem beda zyli dlugo i szczesliwie. Drugie ryzyko zwiazane z podjeciem psychoterapii, bardziej indywidualne, wynika z istnienia przemoznego uczucia wstydu zwiazanego ze swiadomoscia, ze ma sie jakies braki. W efekcie zdaza sie, ze pacjent chodzi latami do psychoterapeuty i boi sie przed nim do konca otworzyc. Np. moze spostrzec, ze ma jakis problem z uczuciem zlosci, cieszy sie z efektow terapii, ze juz to wie, ale jest to dopiero pierwszy, dosc powierzchowny etap poznania i leczenia duszy. Moze mu sie wydawac, ze teraz potrafi radzic sobie z tym problemem, bo potrafi rozladowac pojawiajaca sie zlosc np. uprawiajac sporty. Dla mnie takie powierzchownie "zalatwienie sprawy" to nic innego jak ponowna proba spychania tych niechcianych uczuc spowrotem za kurtyne. Celem jest zaakceptowanie tego uczucia, i wyeliminowanie poczucia winy, ktore sie pojawialo dotychczas wraz z tym uczucim. Niektorzy, zanim sie otworza i pozwola dostrzec psychoterapeucie problem, nastepnie zanim to sobie przyswoja, potrzebuja lat cotygodniowych wizyt. Wstyd jest wiec chyba pierwszym uczuciem ktorego trzeba sie nauczyc, zeby ruszyc dalej.

środa, 24 listopada 2010

Odczarowanie psychoterapii ...

Pojawily sie komentarze, ktore moglbym podsumowac jako dotyczace nieswiadomosci spolecznej zwiazanej z psychoterapia, prowadzace do ukrywania przez ludzi swoich brakow, nawet w chwilach gdy prowadza one do pojawienia sie problemow. Nie leczenia dusz. Ale przeciez to nie powinno dziwic. Kto wie po co tak naprawde ma isc do psychologa. Nikt nas tego nie uczy! Postanowiliem wiec co nieco na ten temat przeczytac i "odczarowac" psychoterapie. Otoz ... Od samych narodzin w calym okresie dziecinstwa dziecko powinno przejsc kilka etapow swojego rozwoju, w ktorych uczy sie zwiazanych z danym etapem uczuc i emocji oraz sposobow radzenia sobie z nimi. Np. jednym z etapow jest poczucie niezachwianej milosci matczynej, kolejnym stanowczosc i dyscyplina ojca, dalej rodzenstwo i rowiesnicy, plec przeciwna, itd. Kazdy z tych etapow laczy sie z jakimis charakterystycznymi doznaniami. Niestety nie ma zbyt wiele idealnych rodzin i w okresie rozwoju dziecka, niektore z tych etapow moze zostac pominietych. Tym bardziej jest to prawdziwe, ze laczymy sie w pary wlasnie uwzgledniajac podobienstwo rodzinne partnera w zakresie braku tych etapow (z takim partnerem, ktory ukrywa te same uczucia co my najlatwiej sie zyje - ujmujac ta kwestie w skrocie). W pozniejszych okresach mozemy w efekcie jakichs zdazen z ktorymi zdazylo nam sie zetknac, odrabiac niejako te pominiete etapy, jednak im pozniej tym jest to trudniejsze. W pewnym momencie zaczynamy ze wstydu ukrywac, ze jakiegos etapu nie przerobilismy, czyli ze z jakims uczuciem nie radzimy sobie. Zaczynamy to uczucie z siebie ostatecznie wypierac, dochodzac do momentu, w ktorym wogole nie zauwazamy ze mamy jakies braki. Poniewaz dobieramy sie w pary na zasadzie podobienstw w pomijaniu niektorych uczuc, jest to cecha wspolna dotyczaca calej rodziny i przechodaca z pokolenia na pokolenie. Rodzina ukrywa za kurtyna pewne uczucia, nie przekazujac ich dziecku i kolo sie zamyka. Na przykladzie uczucia zlosci. Dziecko widzi, ze kiedy sie zlosci jest to nieakceptowane, w efekcie boi sie zloscic, obawiajac sie odrzucenia przez rodzicow. To powoduje ze czuje ze samo siebie oszukuje, to prowadzi do poczucia winy, lecz jest to mniejsza niedogodnosc niz odrzucenie przez rodzicow. Brak, czy najpierw ukrywanie uczucia zlosci, ktorego dziecko powinno zostac nauczone, bo to jest jak kazde inne uczucie, uczucie majace spelniac jakies pozytywne dla nas funkcje, w tym przypadku jest to samoobrona, powoduje ze dziecko takie ma niska samooceme, czesto podaza za innymi, nie postepuujac w zgodzie ze swoim zdaniem, dodatkowo jest zbyt ugrzecznione (moje "nie wypada" o ktorym pisalem wczesniej, prowadzace do braku asertywnosci). Dodatkowym problemem jest to, ze ta kurtyna za ktora nieakceptowane uczucia sa ukrywane, czasem opada. Moze sie tak stac, gdy nazbieralo sie w dluzszym czasie wiele spraw, ktore ze wzgledu na ukrywanie zlosci, nie mogly np. w efekcie kontrolowanej klotni zostac prawidlowo rozladowane na biezaco. Moze nastapic albo wybuch, albo odwrotnie dlugotrwale stosowanie zlosliwosci. Generalnie problemem jest to, ze kiedy to uczucie zlosci wreszcze sie pojawia, nie potrafimy sobie w takiej sytuacji z nim poradzic, bo nikt nas tego w dziecinstwie nie nauczyl, bo sam nie wiedzial zreszta jak, bo nikt ich tez nie nauczyl itd. Gdyby tego bylo malo, to utrzymywanie tej kurtyny z jednej strony wymaga bardzo duzo energii (jest to zrodlem wielu chorob, stresu, utrzymujacego sie stanu zmeczenia czy napiecia) to dodatkowo powoduje wystepowanie nierownowagi osobowosci. Bo aby uzyskac taka rowanowage, musimy miec w sobie akceptacje dla wszystkich uczuc, i tych dobrych i tych zlych. Bo te zle tez maja swoje okreslone zadanie, tak jak powyzej opisana zlosc ma nas chronic. Co ciekawe, kiedy przychodzimy do terapeuty i mowimy, "o, u mnie w rodzinie nikt sie nie kloci" - to on juz wie od razu co jest problemem :) A wlasnie rola psychoterapii jest zrzucenie tej kurtyny i odrobienie lekcji z zaleglych etapow rozwoju. Dzieki temu uczymy sie panowac nad wszystkimi uczuciami, wiemy jak z nimi postepowac. Uzyskujemy w efekcie wewnetrzna rownowage i silne poczucie wlasnej torzsamosci. Czesto znikaja tez rozne fizyczne dolegliwosci, stres czy uczucie zmeczenia oraz problemy psychiczne, takie jak lęki, niska samoocena, kompleksy, fobie. Mam nadzieje ze teraz problem jest jasniejszy, w kazdym razie ja go tak rozumie na podstawie ksiazki "Zyc w rodzinie i przetrwac" (dostepny tez audiobook, choc problematyka w niej przedstawiona jest tak zlozona, ze niektore rozdzialy slucham po kilka razy - wiec lepsza wersja drukowana z mozliwoscia nanoszenia notatek i podkreslania najwazniejszych rzeczy).

Podsumowanie polowy terapii

Jutro mam dokonac podsumowania polowy terapii. Zamieszcze je tez oczywiscie na blogu. Dzis wymienie punkty omowienia polowy terapii, na ktore musze odpowiedziec: 1. Co sklonilo Cie do przyjazdu do osrodka? 2. Jaki byl Twoj poczatkowy stosunek do leczenia? 3. Jakie sobie okresliles cele do osiagniecia w osrodku? 4. Jak je realizujesz? 5. Co sie zmienilo od poczatku pobytu w osrodku? 6. Co daly Ci zajecia? 7. Jaka jest Twoja aktywnosc na zajeciach, na rozmowach indywidualnych? 8. Czy umiesz organizowac sobie czas wolny w osrodku? W jaki sposob to robisz? 9. Jaki byl dla Ciebie najtrudniejszy moment podczas dotychczasowej terapii? 10. Jaki byl dla Ciebie najprzyjemniejszy moment podczas dotychczasoweh terapii? 11. Co uwazasz za swoje najwieksze osiagniecie dotychczasowej terapii? 12. Informacje zwrotne dla pozostalych Klientow i Terapeutow. Na koniec ja otrzymam informacje zwrotne od Kolegow i terapeutow. Poniewaz bardzo powaznie podchodze do zajec, przygotuje tez szczera odpowiedz. Zreszta jej pewna weryfikwcja beda wczesniejsze zapisy z tego Bloga. Dzis pocieszajaca informacja. O ile z nalogu wychodzi srednio zaledwie 4% podejmujacych leczenie, Terapeuci szacuja, ze jest to okolo 20% klientow osrodka. I ja w tych 20% na pewno bede!

Poranek o 7:00 tez moze byc cudowny ...

Dzis nie pada. Pogoda nie jest wprawdzie za wspaniala, ale tyle wystarczy. Zreszta, wszystko jest kwestia nastawienia. Gdy budzimy sie rano i widzimy za oknem deszcz, mgle, itd. wiekszosc od razu wpada w zly nastroj i mowi ze to przez pogode. A to nie do konca jest prawda. To raczej widok zlej pogody i nawyk, czesto wmawiany nam od dziecinstwa, ze tak jest powoduje ze to my sami wysylamy do mozgu na widok zlej pogody sygnal: "uwaga, zla pogoda wlaczamy tryb zlego nastroju!". No bo czy wszyscy cierpimy na reumatyzm, zeby zwiekszona wilgotnosc wplywala na uczucie lamania w kosciach i usprawiedliwiala przez to zly nastroj? Z innej beczki. Zawsze mialem problem ze wstawaniem rano (no z wyjatkiem ostatniego roku - po prochach po prostu wcale nie spalem). Mam program na iPhona ktory cala noc bada fazy snu. I budzi nas czesto nawet przed ustalona godzina alarmu, za to w naturalnej fazie wybudzenia. Wstaje sie jak po przyjemnej popoludniowej drzemce. Okazuje sie, ze wstajac np. 20 min pozniej, kiedy znow pograzeni jestesmy w fazie glebokiego snu ... szlak nas trafia, marudzimy i ja przynajmniej jestem sklonny wymyslic sto jak najbardziej slusznych powodow zeby nie isc biegac. A tak ... dzisiejsze bieganie zaliczone! Dzien dobry ... :-)

wtorek, 23 listopada 2010

Zyski z brania narkotykow/picia alkoholu

Podchwytliwy tytul i takie tez byly dzisiejsze zajecia. Podobno troche wymknely sie poza ustalony scenariusz. Ale to bardzo dobrze! Zeby zrozumiec prawdziwe powody brania/picia i tym samym aby moc je wyeliminowac w przyszlosci, nalezy sie otworzyc i szczerze odpowiedziec sobie wlasnie na takie pytanie. A odpowiedz nie musi byc wcale prosta. Ja daze na przyklad do maksymalizacji odczuc, doznan, emocji. Nie wiem jeszcze dlaczego tak jest. Terapeutka sugeruje, ze jest to wynik mojego dazenia do perfekcjonizmu (co z koleji jest skutkiem niskiej samooceny). Wiec jak bylem na naturalnym speedzie zwiazanym z praca, zaczalem brac kokaine, zeby ten speed byl jeszcze wiekszy. Potem, gdy po odstawieniu kokainy efektem ubocznym byla depresja, bralem Ivory (dopalacze) bo one poglebialy ten stan depresji. Czyli jak na speedzie to na max, jak depresja, to perfekcyjna, tez taka na max. Sam w to do konca jeszcze nie wierze, moze nie rozumiem, ale zastanawiajace jest, ze to samo powiedzial moj psychoterapeuta! Czyzby dwoch niezaleznych psychologow bylo w bledzie, czy wysuwali by takie same wnioski. Jak by na to nie patrzec, cos w tym musi chyba byc? Pojawia sie pytanie, po co mi byl ten speed i po co depresja. Odpowiedz wydaje sie prosta - zeby zwrocic na siebie uwage! Poczucie bycia wciaz ocenianym bylo bardzo meczace, chcialem byc w jakis latwiejszy sposob zauwazony ... przez moja żonę. W pierwszym przypadku pewnie w jakims stopniu laczyla sie z tym chec osiagniecia sukcesu w pracy czy ulatwienie kontaktow z ludzmi. Tyle, ze taki efekt kokainy skonczyl sie bardzo szybko. Potem pojawilo sie typowe dla kolejnych faz poczucie osamotnienia, chec schowania sie. Podsumowujac moge powiedziec, ze odezwalo sie we mnie jakies ukryte gleboko "dziecko", ktore chcialo wzbudzic zainteresowanie swoja osoba. A najprostszym dla dziecka, ktore subiektywnie czuje sie opuszczone (bo nie moze caly czas cos dawac zeby zasluzyc na ocene, albo to dawanie stalo sie juz tak meczace, ze nie do zniesienia, wiec boi sie ze nie zasluzy na ta ocene przestajac dawac, a w efekcie nie bedzie kochane), sposobem na zwrocenie na siebie uwagi jest "zachorowac" i oddac sie tak pod wymuszona w ten sposob opieke. Poniewaz opieka i zainteresowanie nie nadchodzily, dziecko dalej brnelo w coraz to gorsza faze "choroby". Moze cos w tym jest? Zostawiam to sobie do dalszej pracy ...

Re:Komentarz "Drabina Zlosci"

Jestem chyba ostatnia osoba ktora w tym wzgledzie moze udzielac rad. Mam po czesci podobna sytuacje. Ostatni raz zona rozmawiala ze mna ponad miesiac temu. Sam zreszta do niej doprowadzilem i biore za to odpowiedzialnosc. Po tym co sam przezylem i z tego co sie dowiedzialem moge powiedziec jedno: za zloscia Twojego partnera kryja sie jego niezaspokojone potrzeby. Sprobuj je odkryc. Niestety jezeli doszliscie do tego poziomu zlosci partner Ci ich raczej sam juz nie zakomunikuje, nawet krzykiem. Domyslam sie jak musi Ci byc trudno. Tym bardziej ze szukasz pomocy, wiec Ci zalezy na tym zwiazku. Gdy to odkryjesz, po pierwsze sam bedziesz sie mniej zloscil, bo bedziesz znal przyczyne, a po drugie moze bedziesz w stanie spelnic choc czesc z tych potrzeb. Gdy kurz troche opadnie bedzie czas na przedstawienie wlasnych potrzeb - zyrafa to ta madrzejsza, wiec musi zaczekac :). Z wlasnego doswiadczenia polecam terapie malzenska. Psycholog wchodzi w niej w role mediatora. A uwierz prosze, ze choc nie wiem jak dzis jestes przekonany do swoich racji, gdy poznasz prawdziwe niezaspokojone potrzeby swojego partnera, wiele dzis wydawaloby sie niezaprzeczalnych prawd, widzianych z innej perspektywy, moze takimi sie ostatecznie nie okazac. Co do sposobu porozumiewania sie, gdy mowienie zyrafa staje sie w obliczu szakala prawie juz niewykonalne (emocje) powtarzaj sobie, ze zyrafa to ta madrzejsza strona, bo chocby swiadoma swoich potrzeb i potrafiaca spokojnie o nich mowic. Czasem to pomaga. Ale kazdy jest inny i kazdy ma inaczej. Najlepsze rozwiazanie, szczegolnie przy takiej intensywnosci konfliktu, to pomoc psychologa i terapia malzenska. To pomaga nawet gdybyscie mieli sie rozstac, bo pozwola na rozstanie w zgodzie, bez zalu ktory ciagnalby sie za Wami dlugi czas. Zycze powodzenia Żyrafo. Ksiazka traktujaca o jezyku zyryfy i szakala to "Porozumienie bez przemocy". Facet (chyba Rosenberg) ktory to napisal byl skutecznym mediatorem w Serbii. Moze jego metody okaza sie skuteczne na Twoim "froncie". Nowy komentarz do posta ""Drabina złości"" dodany przez Anonimowy : Witaj Samotniku, Mam pytanie, może Ty mi pomożesz. Mam wrażenie, że dochodzę w moim związku do szczebla szóstego... Jest strasznie, ale widzę, że może być jeszcze gorzej :-( W nawiązaniu do Twojego poprzedniego postu - jeśli jest złość, jedna strona mówi językiem szakala, odmawia rozmowy i komunikacji, a we mnie narasta bunt, złość - co robić? jak się bronić? czy sam wytrwały język żyrafy wystarczy? Czy masz może jakieś linki, które mogłyby pomóc? L. Autor: Anonimowy , blog: Pamiętnik z terapii uzależnień (live), 23 listopada 2010 15:28

poniedziałek, 22 listopada 2010

Odpowiedz do komentarza "Odpowiedzialnosc i przegrana"

Dzis tak zaczynam coraz bardziej na to patrzec. Bylo we mnie cos co musialo wybuchnac. Szkoda ze jest jeszcze tak mala swiadomosc tego, ze w takich sytuacjach chodzi sie do psychologa. Ja sam idac pierwszy raz uwazalem ze to "pedalstwo" z amerykanskich filmow. Dzis az wstyd mi sie do tego przyznac. Gdyby w spoleczenstwie psychoterapia byla traktowana jako lekarstwo na chorobe duszy, moze nie doszedlbym do narkotykow, ktore mialy dla mnie niejako spelnic role lekarstwa, podniesc samoocene. A jak sie leczysz sam, to skutki moga byc oplakane :(

Sport

W niedziele wybralem sie na wycieczke rowerowa. Od jutra mam zgode na zamiane gimnastyki porannej na bieganie. Bardzo sie z tego ciesze. Po roku dopalaczy moja kondycja sie zalamala. Dodatkowo odstwaienie tego typu narkotykow prowadzi do skokowego wzrostu wagi. Rok temu wazylem 86 kg, dzis 110 kg ... i mam wilczy apetyt. Bez biegania po prostu nie da rady wrocic do formy. Dodatkowo bardzo pomaga to w pozbyciu sie stresu, jest swietna metoda na rozladowanie zlosci jezeli ja odczuwamy, a dla mnie obecnie wysmienita okazja do medytacji. Biegniesz i walczac z wlasnymi slabosciami oczyszczasz umysl ze zlych mysli i mozesz sie wtedy skupic na tym co w danej chwili jest naprawde najwazniejsze.

Tozsamosc

Poddajac sie psychoterapii, a terapia uzaleznien jest do niej wstepem, pojawia sie strach o to kim tak naprawde jestesmy. Czy na psychotropach bylismy naprawde soba, czy moze odkrywaja one nasza prawdziwa tozsamosc? Zdecydowanie temu zaprzeczam. Spotkalem w Osrodku chlopaka, ktory byl od 14 lat non stop na amfetaminie. On mial silne takie obawy, poniewaz nie pamietal zycia bez narkotykow. Cale dorosle zycie ksztaltowaly go substancje psychoaktywne. Nie widzialem go jaki byl jak przyszedl do Osrodka, jedynie co nieco slyszalem. I nie chcialo mi sie w to wierzyc, bo wychodzil po 6 tygodniach jako opanowany facet z silnym poczuciem wlasnej wartosci i z silnym kregoslupem moralnym. Tak wiec powrocil do swojej prawdziwej tozsamosci. Moje osobiste obawy zwiazane sa raczej z efektami psychoterapii. Odkrywamy dzieki niej coraz glebiej polozone poklady naszej podswiadomosci, ktora kieruje naszym zyciem. Odkrywamy dzieki temu prawdziwe "ja". Ale jakie ono jest, dowiedziec sie mozna dopiero po zakonczeniu psychoterapii, a to moze potrwac i 3 lata. Pomimo podjecia takiego ryzyka, wiem juz dzis ze warto. Wierze, ze jej efektem moze byc wzmocnienie tego co w nas pozytywne, zmniejszenie lub nawet wyeliminowanie lęków, ktore czesto sa niejako baza naszych gorszych cech charakteru i przede wszystkim psychoterapia pozwala na uzyskanie wewnetrznej rownowagii, prowadzacej do spokoju ducha. Pozwala zyc w zgodzie z samym soba.

sobota, 20 listopada 2010

Złość

Zrozumialem dzis po tych zajeciach, ze tak naprawde twierdzenie, ze nigdy z zona sie nie klocilismy jest po czesci bledne. Nie rozwiazujac konfliktu jaki wynikal z niezaspakajania wzajemnych potrzeb, od kilku lat rozwijalismy w sobie zlosc na siebie, przechodzac przez poszczegolne szczeble "drabiny zlosci". Trwalo to po prostu w naszym przypadku dosc dlugo. I teoria znalazla potwierdzenie w praktyce - wzajemna zlosc narastala. Nie mialem tego nawet swiadomosci. Teraz znajac ten proces, wiedzac ze jakies zachowanie wynika z "ukrytej" zlosci bede mogl zareagowac wczesniej. Tzn. z jednej strony w drodze negocjacji proscic o uwzglednienie moich potrzeb (zamiast chowania sie i obrazania) a z drugie strony starajac sie zrozumiec potrzeby partnerki, nawet jesli sama nie bedzie chciala ich przedstawic, i spelnienie tego co jest mozliwe od razu lub podjecie negocjacji prowadzacych do kompromisu. Najwazniejsze jest uzywanie do tego jezyka zyrafy. Krytyka, ocena i generalnie jezyk szakala zamyka jedynie jeszcze bardziej druga strone i nasila jej zlosc i sprawia, ze jej stanowisko niezgodne z naszymi oczekiwaniami umacnai sie, nawet jak zdaje sobie z tego sprawe, ze nie ma racji. Nikt nie lubi przyznawac sie do winy i przegrywac. A konflikt nie moze byc traktiwany jako gra, z wygranymi i przegranymi - w takiej sytuacji przegranymi sa wszyscy.

"Drabina złości"

PIERWSZY SZCZEBEL - podstepna złość, np. zapominamy o prośbach, stosujemy formułę "tak, ale ...", "udawanie głupiego" złośliwe przeoczenie czegoś i udawanie niewiniatka, mówimy "przykro mi", ale tak naprawdę odczuwamy złość, podstępna złość to także gderanie pod nosem, utyskiwanie. DRUGI SZCZEBEL - chłodna obojętność, obrażanie się, małżeńskie "ciche dni", milczenie jako rodzaj broni. TRZECI SZCZEBEL - obwinianie i zawstydzanie, w myślach przewija się wciaż "przez ciebie", chętnie rozmawiamy o brakach charakteru drugiej osoby. CZWARTY SZCZEBEL - przekleństwa, wrzaski, wyzwiska, krzyk. PIATY SZCZEBEL - żadania i groźby SZÓSTY SZCZEBEL - nagonki i przepychanki, atakowanie potokiem oskarżajacych słów, nieprzestawanie nawet gdy druga osoba chce wyjść, w przypływie podejrzliwości zasypywanie podchwytliwymi pytaniami, stosowanie przemocy fizycznej - przytrzymywanie, szarpanie, popychanie. SIÓDMY SZCZEBEL - przemoc fizyczna, wykorzystywanie przewagi nad druga osoba, uruchamianie złości, aby osiagnać konkretny cel, można wyrzadzic drugiej osobie nieplanowana krzywdę. ÓSMY SZCZEBEL - ślepa furia, jej celem jest niszczenie , jest bardzo niebezpieczna.

Konflikt

Ostatnie trzy dni to seria szkolen dotyczaca konfliktow i zlosci. Dowiedzielismy sie co wywoluje w nas zlosc, co czujemy, jak reagujemy i jakie sa tego skutki. Dowiedzielismy sie rowniez jak przebiega proces eskalacji konfliktu i jak go rozwiazywac. Na to nalozylismy wiedze o porozumieniu bez przemocy, o jezyku szakala i zyrafy. Oprocz teorii sa praktyczne cwiczenia. Np. kazdy mowil jakie zachowanie, czy co go najbardziej zlosci, a drugi probowal wlasnie tak sie zachowywac zeby wyprowadzic z rownowagi. Bylo ciekawie. Generalne osoba atakujaca posluguje sie caly czas jezykiem szakala. Jezeli mamy doprowadzic do pozytywnego finalu jakis konflikt, to pomimo tego musimy uzywac jezyka zyrafy. Inaczej dwie strony sie okopuja i konflikt wchodzi w kolejne etapy escalacji. Najwazniejsza wiedza dotyczyla tego, o czym chyba juz wspominalem, ze zlosc jest reakcja obronna organizmu i nie jest niczym zlym. Od nas jednak juz zalezy co z ta zloscia zrobimy. Czy wykorzystamy ja konstruktywnie czy albo ja w sobie stlumimy (najpierw wrzody, a jesli nas zawal nie zdazy powalic, to zebranie tak w dlugim czasie negatywnych emocji, bo zlosc to przede wszystkim emocje, nastepuje wybuch) lub wybuchamy. Druga wazna rzeca bylo poznanie "drabiny zlosci", czyli kolejnych szczebli w procesie narastania zlosci i konfliktu. O tym w kolejnym poscie.

wtorek, 16 listopada 2010

Niewypada

Dzis kontynuacja zajec z asertywnosci. Przeprowadzony test i jego analiza nazwaly moj problem z asertywnoscia jako "niewypada". W pewnych obszarach wykazuje pelna asertywnosc, jednak w zakresie obrony granic i kontaktow towarzyskich jest znacznie gorzej. O ile asertywnosc w kontaktach towarzyskich wynikala z poczucia niskiej wartosci, o tyle w pierwszym przypadku wynika ze "zbyt dobrego wychowania". Przyklady to wahanie przed zwroceniem wadliwego towaru; upominanie kogos kto sie niestosownie zachowuje w trakcie sztuki, koncertu czy w kinie; upomnienie kogos kto pali papierosa jesli by mi to przeszkadzalo, zwrocenie uwagi, gdy ktos sie wpycha bez kolejki, upomnienie sie o pozyczone komus pieniadze, itp. Na szczescie nie wynika to u mnie z niesmialosci, tylko wlasnie takiej wewnetrznej blokady, ktora nazwano "niewypada" i ktorej bardzo latwo sie pozbyc, wystarcza swiadomosc jej istnienia i troche praktyki. Dzisiaj kolejny dzien bez elektroniki. No i jest roznica. Zaczalem grac z chlopakami w bilard i chyba wiecej rozmawiam. Wysiadam tylko przy drugim filmie. To dla mnie strata czasu, traktuje ten czas jako moj (wyraz asertywnosci i poczucia wartosci) i przeznaczam na czytanie ksiazek. Potwierdzily sie wiec wczorajsze przypuszczenia, ze byla to forma ucieczki. Moze sie ktos zastanawiac, co to wszystko ma wspolnego z braniem czy piciem. Otoz na terapii likwiduje sie pierwotne powody brania lub picia. Wogole nie chodzi tu o to zeby kogos odciac od alkoholu czy narkotykow. Tu mamy zbudowac swoja tozsamosc oparta na wyznawanych wartosciach, zbudowac poczucie wlasnej wartosci, nauczyc sie funkcjonowac w relacjach z innymi i nauczyc sie asertywnosci. Chyba po zakonczeniu wytatuluje sobie "Made in Bory Tucholskie" :)

poniedziałek, 15 listopada 2010

Gadzety

Dostalem za zadanie spedzic jeden dzien bez elektroniki. Iphona, ipoda, ipada, kindla ... Mam tego troche, musze to przyznac, ze "otoczylem sie" ta elektronika. Wczesniej wiedzialem juz, ze za nia po prostu chowalem sie przed ludzmi. Pierwszy dzien mi nie wyszedl, ale dzis kiedy uzyskalem pelna swobode w kontaktach kolegami (bo na poczatku nawet z tym byl problem), zrobilem to bez najmniejszego problemu. Bylo za to wesolo i duzo rozmow. Fajnie. Nie bede sie wiec juz za tym chowal, bo nie mam takiej potrzeby. Mam jeszcze 6 tygodni szkolenia non stop polaczonego z treningiem (sprawdzanie na Kolegach, moze wydawac sie nie fair, ale namawia mnie do tego sam terapeuta, ze po to sa to wlasnie warsztaty grupowe") ... az sie boje, a moze nie, ze okaze sie, ze jestem ekstrawertykiem :)

Asertywnosc

Dzis zajecia z asertywnosci. Doszedlem do Ciekawych wnioskow. Otoz nigdy nie mialem problemu w relacjach miedzyludzkich w ramach mojej pracy. Z koleji unikalem wszelkich przyjec, gdzie nie potrafilem zniesc spotkania z tymi samymi osobmi z ktorymi rozmawialem swobodnie np. w ich biurach, na bazie luznego spotkania przy lampce wina. Takze rozne luzne spotkania firmowe z pracownikami ciezko mi bylo zniesc. W pracy z koleji relacje z nimi nie stanowily zadnego poroblemu. I tak pojawila sie prosta odpowiedz dlaczego tak bylo, rozwiazujaca wiele moich wieloletnich problemow. Otoz w pracy czulem sie wartosciowy, sam w sobie, czulem sie kompetentny i nie balem sie ocen. Wypracowalem to sobie przez wiele lat i potrafilem byc asertywny. Zepsul to dopiero kryzys wewnetrzny jaki przechodzilem od kilku lat, lecz wczesniej nie bylo problemow. Czulem sie wiec swobodnie w relacjach, bo bylem pewny siebie. Niestety nie nauczylem sie jak postepowac w relacjach z ludzmi, dodatkowo niska samoocena z tego tez wynikajaca, poglebiana poczuciem bycia poddanym ciaglej ocenie, powodowaly to, ze nie mialem tej pewnosci siebie w relacjach z ludzmi. To bylo bardzo meczace i syresujace. Teraz wiec, kiedy wiem ze nie jestem non stop oceniany, a nawet jesli jestem poddawany ocenie, to nie jest oceniane akurat to jak wypadne, ale to kim jestem, kiedy pozbylem sie stresu zwiazamego z przebywaniem z innymi, bardzo latwo mi sie rozmawia, slucham i przebywanie z innymi sprawia mi przyjemnosc. Az szlak trafia jak sobie uswiadomilem jakie to latwe. Wystarczy w samych relacjach z ludzmi przeniesc to jak sie zachowywalem przy spotkaniach biznesowych na luzne spotkania. Bo ja to potrafilem, tylko mozna powoedziec, ze zrzerala mnie trema ...

Roznice w wartosciach

Mielismy ciekawe zajecia, ktore uswiadomily nam, ze kazdy ma swoje wartosci, czasem skrajnie rozne, i co wiecej, ze ma do nich prawo. Nie poddalismy sie tez sile nalogu palenia, ktory w zamysle terapeuty mial nas zlamac i wplynac na zmiane wyznawanych wartosci. Ale po koleji. Ponizej jest opowiedziana krotka historia, w ktorej wystepuje 5 osob. Zadanie polega na uszeregowaniu tych powstaci od najgorszej do najlepszej: "Ewa i Adam byli w sobie bardzo zakochani. Mieszkali jednak po dwoch stronach rzeki i mogli spotykac sie bardzo rzadko. Niestety, kiedy powodz zerwala jedyny most laczacy oba brzegi rzeki, Ewa nie mogla juz odwiedzic Adama - rzeka byla pelna piranii i nie mozna jej bylo przeplynac w plaw. Ewa udala sie do Kapitana - wlascicela jedynej lodzi w osadzie i poprosila go o pomoc. Ten zgodzil sie, ale pod jednym warunkiem: bedzie musiala z nim spedzic noc. Ewa poszla do Przyjaciela zapytac o porade. Ten powiedzial, ze decyzja nalezy do Ewy. Ewa zdecydowala sie na noc z Kapitanem i ten nastepnego dnia, zgodnie z umowa, przewiozl ja na drugi brzeg. Ewa wpadla w ramiona Adama, ale gdy opowiedziala mu szczerze co zaszlo, ten ja odepchnal i odszedl. Zrozpaczona Ewa opowiedziala swoja historie przechodzacemu obok Brutalowi. Ten odnalazl Adama i dotkliwie go pobil. Slonce zachodzilo nad rzeka". Druga czesc zadania polegala na tym, abysmy wspolnie wypracowali kompromis i podali wspolna wersje kto jest najgorszy itd. Poczulem sie w swoim zywiole. Nieswiadomie przejalem kontrole nad wypracowaniem kompromisu. Prawdziwe negocjacje. Zdania jednak byly tak skrajne, ze jedynie udalo sie ustalic wspolne stanowisko co do Brutala. Wg. jednego najlepszy byl Kapitan, wg. trzech Kapitan byl najgorszy, wg. jednego z nas najgorsza byla Ewa. Nie udalo sie nawet ustalic kto jest gorszy, Adam czy Ewa. Terapeuta powiedzial, ze nie zrobi przerwy na papierosa, dopuki nie wypracujemy kompromisu. Koledzy chcieli juz losowac kolejnosc, ja sie skoleji wtedy nie zgodzile, ze moich wartosci nie bedzie ustalal los. Wszystko oczywiscie w formie niezlej zabawy. Uratowala nas przerwa na obiad ... Jezeli chcecie wiedziec, moja hierarchia od najgorszego do najlepszego wyglada nastepujaco: Kapitan, Brutal, Ewa, Adam, Przyjaciel. Zgadzacie sie ze mna? ;-)

niedziela, 14 listopada 2010

Ostatnie dni byly bardzo trudne. Poczucie wartosci buduje sie w dziecinstwie, w tym najwieksza role maja rodzice. Nie potrafie znalezc w tym ich winy i chyba nawet nie chce za bardzo szukac tych bledow. W jednej z ksiazek przeczytalem, ze ta niska samoocena to nie efekt jakis karygodnych zaniedban ze strony rodzicow, czesto to efekt nawet nadopiekunczosci, lecz tego jak dziecko przetwarza docierajace do niego sygnaly i jak je przyswaja. Czasem moze byc to efektem jakiegos nieistotnego na pierwszy rzut oka zdarzenia. Moja mama np. stosowala wobec mnie kare, ktora sam do niedawna uwazalem za bardzo wychowawcza i sam ja chcialem stosowac wobec moich dzieci, a mianowicie "obrazala sie" na mnie i nie rozmawialem. Pamietam ze to bylo najgorsze co moglo mnie spotkac, wolalbym oberwac pasem. Niestety efekt takiej kary dla umyslu dziecka jest taki, ze w amerykanskich publikacjach kara taka jest zaliczana do znecania sie psychicznego nad dzieckiem. Niestety, nikt nas tego, rodzicow, nie uczy. Za to wszyscy wiemy kiedy byla bitwa pod Grunwaldem ... Nie mam o to osobistych wiec pretensji. Wiele w sobie odkrylem zachodzacych mechanizmow. Okazalo sie ze moj brak checi na kontakt z ludzmi, niechec prowadzenia rozmow i uciekanie od takich zdarzen ktore prowadzilyby do przebywania dluzej z ludzmi to byl efekt obronny na stres, ktory z tym sie wiazal. Gdy dochodzilo do rozmowy mowilem szybko i staralem sie przejac nad nia kontrole. Glowny powod takiego zachowania to poczucie ze jestem poddany ciaglemu ocenianiu, przez rozmowce, czy otoczenie, a to bardzo meczy. Sama swiadomosc tego pozwolila mi na prowadzenie bezstresowych rozmow i na przebywanie dluzej w otoczeniu ludzi. Po pierwsze wiem juz ze nie jestem caly czas oceniany, ze ocena mojej osoby wynika z caloksztaltu, z wartosci jak mam sam w sobie, a nie wylacznie z tego z mowie. Po drugie ... chrzanic oceny. Jak komus bym nie pasowal, to przeciez nie musi ze mna rozmawiac (tak balem sie tej oceny, ze przejmowalem kontrole nad rozmowa i kiedy konczyl sie moj slowotok, zwykle uciekalem). Przy takich zalozeniach podstawowych, zalozenie trzecie - pozwol rozmowie sie toczyc. Wyprobowalem to w praktyce juz wielokrotnie i odkrylem cos wspanialego, poza oczywiscie pozbyciem sie stresu, ZACZALEM SLUCHAC! I poznawac inny swiatopoglad, raz mniej ciekawy, raz bardziej ... to cudowne moc sluchac, a nie wymyslac co by tu powiedziec, zeby uzyskac wyzsze noty. Swiat staje sie latwiejszy i ciekawszy ...

czwartek, 11 listopada 2010

Wolny dzien - wycieczka

Dzis wolny dzien, bez zajec. Tylko wieczorna relaksacja. Pojechalismy cala grupa na wycieczke do Szymbarku. Zdjecia zamieszczone obok. Mialem tez dzis rozmowe indywidualna z terapeuta. Duzo przemyslen, a dzien wczesniej zajec. Licze ze jutro cos wiecej o terapii napisze.

wtorek, 9 listopada 2010

Lubi nie lubi ...

Dzis jakis napiety plan dnia. Caly czas cos sie dzieje od rana. Zajecia wymagajace glebokiego wejrzenia w siebie - o tozsamosci. Okazuje sie, ze silan wola jest niejako zbudowana z 3 elementow, ktore mosza byc w rownowadze. Ubytek ktoregokolwiek moze prowadzic do szukania jaks "wypelniaczy" w postaci używek. Tymi elemantami jest wlasnie torzsamosc, czyli co ja tu robie, jaka jest moja rola, poczucie wlasnej wartosci oraz poczucie kontroli (sprawstwa), czyli czy jestesmy pod kogos wplywem, czy sami decydujemy za siebie. Omawiajac temat naszej tozsamosci musielismy okreslic 10 rzeczy za ktore sie lubimi i 10 za ktore sie nie lubimy. W pierwszym przypadku oddalem czysta kartke, w drugim zdarzylem wymienic 12 rzeczy i walczylem z lzami. Musze nad tym popracowac, poniewaz aby nauczyc sie swiadomie kochac, musze najpierw zaakceptowac sam siebie i pokochac samego siebie. Mysle zadaniowo i tak tez siebie traktuje, otoczenie i najblizszych niestety tez. To wlasnie moj sposob patrzenia na rzeczywistosc. Na pytanie jaki jestem, odpowiadam co osiagnalem lub nie osiagnalem. A to nie tak. Terapeutka powiedziala, ze moim pierwszym krokiem musi byc wybaczenie samemu sobie. Nie wiem jeszcze jak to zrobic. Podswiadomie wiem, ze nie chodzi o to zeby cos sobie wmowic - wybaczam sobie i juz. To musi byc chyba raczej jakis proces. Moze stanie sie to samo, a wymaga jedynie czasu? Nie wiem jeszcze, wiem ze strasznie tesknie za moja rodzina. Taka bez zbednych, tworzonych przeze mnie samego problemow. Moja rodzina jest moim wyrzutem sumienia. I jak tu sobie wybaczyc? I nie chodzi tu o wybaczenie mojej zony, ze to niby pomoze. Nie, to poczucie winy jest we mnie i sam musze sobie z nim poradzic, wziasc odpowiedzialnosc za wlasne czyny ... Za chwile kolejne zajecia - grupa terapeutyczna. Przed chwila byl spacer nad jezioro, moze wieczorem zrobimy ognisko i kielbaski. Tylko cholera strasznie zimo. I ciemno robi sie tak szybko, ze nie ma kiedy biegac. Kto wymyslil ta zmiane czasu ... !?

poniedziałek, 8 listopada 2010

Re: komentarz Komplementy

"Nowy komentarz do posta "Komplementy" dodany przez Anonimowy : A ja już przesyłam Ci komplement( a właściwie to prawda,nie komplement):jesteś bardzo ciekawym,interesującym i inteligentnym mężczyzną. " O dziwo "wszedł" gładko. To nie takie trudne. Po prostu: "dziękuje Ci" :)

Komplementy

Następny element, który jest problematyczny dla osób o niskim poczuciu wartości. Prawienie komplementow. Żeby powiedzieć komuś komplement muszę przelamywac w sobie jakaś fizycznie istniejąca barierę. Nie wiem z czego to wynika. Z niesmialosci? Już wcześniej podświadomie doszedłem do tego ze to jest niedobre i muszę to w sobie przełamać. Teraz będzie mi o tyle łatwiej, ze wiem z czego to wynika. Od kilku dni staram się prawic komplementy każdemu kto na to zasługuje. I wiecie co? Za każdym razem wychodzi mi to z większa łatwością. Znikła przynajmniej ta fizyczna bariera. Ale Prawienie komplementow to nic w porównaniu z ich przyjmowaniem. Tu pojawiają się schody. Jest to dla osób z niska samoocena najtrudniejsze. Moze dlatego, ze komplementy podważają to niskie poczucie wartości które mamy w sobie i staramy się w nich na sile znaleźć drugie dno. A przecież w zdecydowanej większości przypadków wynikają one z tego, ze ktoś zauważył w nas jakaś wartość i chce nam mówiąc o tym zrobić po prostu przyjemność. Nic wiecej nie chce. Teraz kiedy to sobie uświadomiłem, nie będę z tym miał już chyba takich problemów. Zobaczymy w praktyce. Na razie po mojej przygodzie na komplementy muszę sporo zapracować ...

Być uprzejmym dla siebie

Dziś na obiad były kopytka, które akurat lubię jeść z Magii. Nie wiedziałem jeszcze dokładnie o co chodzi, ale postanowiłem zadbać o siebie i przelamujac w sobie to "coś" co nie jest do końca niesmialoscia, poprosiłem o przyprawe. Dawniej, jeżeli sam nie mógłbym iść i wsiąść tego Maggi, zjadlbym po prostu bez przyprawy, nawet nie marudzac. To było takie proste iść i poprosić, a potem zjeść wspaniale kopytka na swój sposób. Świadomość, ze zrobiłem coś we właściwym kierunku dla siebie samego, ze się przelamalem i ze to takie proste, i fakt ze poczułem instynktownie ze w tym budowaniu wartości chodzi o takie drobne rzeczy, sprawił ze to były najlepsze kopytka jakie w życiu jadłem. Teraz poczułem dodatkowo ich pyszny smak, czytając Sue Atkinson "pewnego dnia kiedy lecialam samolotem, mężczyzna obok mnie wciąż pociagal nosem. To doprowadzalo mnie do szału. Poskarzylam się mojej przyjaciółce kiedy dolecialam do celu. Czy docenilas się na tyle, by spytać stewardese, czy możesz się przesiasc? - zapytała. To nauczyło mnie, ze muszę cenić siebie i prosić o to czego potrzebuje. Toteż, gdy w tym tygodniu znowu lecialam samolotem, a mężczyzna obok mnie czytał gazetę w ten sposób, ze zajmował to, co uznawalam za swoją przestrzeń, zebralam się na odwagę, by zapytać, czy mogę się przesiasc. I przesiadlam się i czułam naprawdę dobrze. Docenilam siebie na tyle, by być dla siebie uprawnia." ja tez dawniej nie zmienilbym miejsca ... I pomyśleć ze ze aby się dowartosciowac i mieć odwagę w podobnych sytuacjach niektórzy sięgają po substancje psychoaktywne, które miałyby im dodać tej odwagi. A to takie proste ...

Odpowiedz do komentarza

"Nowy komentarz do posta "Prezent cd" dodany przez Anonimowy : Czy z tych książek masz już jakąś pozycje? 1.Poczucie własnej wartości. Jak pokochać siebie -Wegscheider-Cruse Sharon 2.Grunt to Pewność Siebie -Mckenna Pau 3.Jak przezwyciężyć nieśmiałość? - Albisetti Valerio 4.Uwierz w siebie- Mcmahon Gladeana 5.Wykorzystaj Swój Potencjał. Zdobądź Pewność Siebie i Poczucie Własnej Wartości - Murphy Joseph" Nie mam nic poza Sue Atkinson "Budowanie poczucia wlasnej wartosci"

Zmiany

"Uwazamy, ze rozmyslanie nad tym kim jestesmy, to zadanie dla mlodych ludzi, ale w polowie zycia mozemy zetknac sie wydarzeniami, ktore sprawiaja, ze bedziemy sklonni na nowo oceniać nasze zycie i pomyslec nad tym, co chcemy i kim chcemy byc" - w pelni sie z tym musze utozsamic. "Szczegolnie wiele kobiet przechodzi ten proces ponownego przemyslenia zycia, kiedy ich dzieci dorastaja, a one planuja podjecie pracy po odchowaniu dzieci. Zajmowalam sie ksztalceniem nauczycieli i zauwazylam, ze liczba problemow malżenskich, ktore powstaja wokol przyuczania sie do nowej pracy (glownie) przez kobiety, jest alarmujaca. Wylaniaja sie problemy. Trzeba na nowo ocenic starych zyciowych partnerow i jak widzialam, kiedy to sie dzieje, pojawia sie potrzeba zmian, a kiedy zachodza, to prawie nieodwolalnie doprowadza do konfliktu. Mysle ze takie zmiany moga pojawic sie w zyciu kazdego z nas i czesto ten konflikt tkwi w nas i jest trudnym zadaniem. Jesli do tego nasza samoocena jest niska "zyciowe wypadki" i inne zmiany moga na nas bardzo silnie wplynac. Zmiana i konflikt, jakich mozemy doznac, moga zmienic nasze zycie." Sue Atkinson "Budowanie poczucia wlasnej wartosci". Sue opisuje chyba bardzo celnie to co wydazylo sie w moim zyciu i zyciu mojej zony. Bylem trudnym partnerem i nie rozumialem potrzeby tych zmian. Wszystko chyba chcialem aby pozostalo bez zmiany, a to bylo niemozliwe. Bo te zmiany byly oprocz tego ze nieuchronne to, konieczne i pozytywne. Chcialbym, bedac tego swiadomym, nie dosc ze nie przeszkadzac w tym procesie, to byc dodatkowym dla zony wsparciem. Mam nadzieje ze jeszcze nie jest za pozno. Cholera, ja po prostu jestem strasznie uparty. I wiele musze jeszcze zrozumiec. Ale ucze sie kazdego dnia, bo "Zmiana wlasnej samooceny zajsc tylko moze dzieki nowemu zwiazkowi, ktorym jest intensywny, trwaly, kochajacy, akceptujacy i afirmujacy zwiazek ze soba samym". A teraz na zajecia. Ciag dalszy procesow nawrotu - bo to sie juz na pewno teraz nie powtorzy ...

Snieg

Pada pierwszy snieg. Licze ze nasypie go bardzo duzo. Zabralem ze soba rakiety sniezne i marza mi sie wedrowki po zasypanych sniegiem polach. Trzeba bedzie jednak jeszcze zaczekac. We wczesniejszych mailach obarczalem wina moja zone. O problemy, o brak udzialu w terapii. Niestety to typowa cecha osob z niska samoocena. Pisalem o tym wczesniej. Niestety wiem tez ze tym blogiem wywarlem na niektorych wrazenie, ze zona jest faktycznie wszystkiemu winna. Tak nie jest i bardzo przepraszam. To nie jest dla mnie obecnie kwestia winy, ale wziecia odpowiedzialnosci za swoje czyny. Nigdy nie chcialem manipulowac kimkolwiek za pomoca tego bloga. Pisze bardzo szczerze co czuje. Wtedy czulem to tak. Dzis wiem ze bylem w duzym bledzie. To jeden z moich pierwszych krokow w drodze do budowania wlasnej wartosci. Biore sam odpowiedzialnosc za to co zrobilem i musze poniesc tego konsekwencje. Niezaleznie od wszystkiego, to ja wciagalem Ivory. I zmienilem przez to tak swoja psychike, ze urzadzilem zone prawdziwy "psychiczny" Sajgon. Wierze, ze zdolam swoimi czynami odbudowac to co zniszczylem. Na szczescie jestem optymista. Staram sie traktowac ten swoj "epizod" jako zdarzenie ktore zle ze mialo miejsce, ale teraz wyciagne z niego jak najwiecej dobra. Naucze sie szanowac samego siebie. Takze moja milosc do zony bedzie pelniejsza, gdy naucze sie kochac tez sam siebie. Cytat: "szanuj blizniego jak siebie samego" Jezus z Nazaretu. Chyba wiedzial co mowi, szlyszymy to przykazanie, ale chyba malo kto tak naprawde sie nad nim zastanawia (nie nawrocilem sie, po prostu ten cytat jest niesamowicie trafny.

niedziela, 7 listopada 2010

Prezent cd

Co do prezentu, to może tez być cos o pokonywaniu niesmialosci :) będę wdzięczny, bo w ośrodku mam ograniczony dostęp do książek ...

Budowanie poczucia własnej wartości.

"Musimy pracować nad przyjęciem odpowiedzialności za nasze porażki. Przegrana to nieuchronna część życia. Jeśli nauczymy się nie obwiniac innych, życie, jakie ujrzymy za murem, może nie wydawać się takie trudne. Przyjęcie na siebie właściwej odpowiedzialności za wszystkie aspekty naszego życia może dać nam sile, by ruszyć kilka kamieni.". To takie oczywiste! Ten cytat "czytany ze zrozumieniem" to mój własny prezent urodzinowy. Żeby zakończyć humorystycznie ... "POWINNISCIE mi ta książkę kupić wcześniej" (to była autoironia ...dla nie posiadających mojego poczucia humoru). Ale umieć śmiać się z samego siebie to tez mały krok we właściwym kierunku ;-)

Prezent

Dzis sa moje urodziny, wiec jesli ktos chcialby zrobic mi fajny prezent, to prosze o ksiazki lub ebooki, pdf'y itp. o budowaniu poczucia wlasnej wartosci. Ci ktorzy mnie znaja wiedza, ze przeczytam wszystko co jest dostepne na ten temat, bede prowadzil dziennik tak jak zalecaja (w sumie juz to robie) itd. bo jestem bardzo dociekliwy, jak powiedzial moj przyjaciel ... I osiagne cel

Odpowiedzialnosc i przegrana

Osoby z niska samoocena szukaja kogos, kto przejmie za nich odpowiedzialnosc za samych siebie. Dzieje sie to oczywiscie na poziomie podswiadomosci i uzmyslawianie sobie tego prowadzi do konfliktow wewnetrznych, gdyz nasza swiadomosc buntuje sie przed tym, powodujac, ze nawet do takiej osoby ktora weszla w ta role mamy pretensje, ze za bardzo miesza sie do naszego zycia. A kazdy musi byc odpowiedzialny za samego siebie. Dodatkowo osoby z niska samoocena maja tendencje by: mowic "ona mnie zdenerwowala", kiedy musimy przyjac odpowiedzialnosc za nasze wlasne uczucia i reakcje; wierzyc, ze to wszystko byla wina kogos innego (nawet jesli byla, czy w jakiejs czesci tylko byla, to my sami musimy to pokonac). Osobie takiej porazki nie przeszkadzaja, kiedy mozemy zrzucic wine na kogos innego. Jesli widzimy, ze nasza porazka to wszystko "jej wina", albo " to dlatego, ze cos sie kiedys wydazylo", czy jakkolwiek inaczej, cale zycie bedziemy sie zloscic, winiac za nasze przegrane kazdego oprocz siebie. A MUSIMY NAUCZYC SIE BRAC ODPOWIEDZIALNOSC ZA NASZE OBECNE ZYCIE, (to cos innego niz przysnawanie sie do winy), choc uswiadamianie sobie, ze kazda porazka ma zwiazek z jakas nasza slaboscia, wlasnie tego doswiadczam, jest wysoce nieprzyjemne. Czuje sie z tym zle, beznadziejnie ... Ale tak musi byc. Szkoda, ze zrozumialem to tak pozno, ale moze lepiej teraz niz wcale. I nie zrozumialbym tego nigdy wczesniej, gdyby nie zbieg roznych wydazen w moim zyciu. Wczesniej bylo po prostu za wczesnie dla mnie aby to zrozumiec. Na szczesie jest we mnie wielki optymizm, ktory zbudowalem w sobie wlasnie jako przeciwwage dla niskiej samooceny (co niestety nie wystarczylo aby zastapic dowartosciowywanie sie). Uwazaj wiec swiecie. Ja z tym optymizmem i poczuciem wlasnej wartosci nadchodze. Spokojnie, masz jeszcze troche czasu, bo to niestety bedzie proces. Nie da sie tego osiagnac szybko - ale z moim zapalem i optymizmem napewno szybciej niz innym i z pewnym pozytywnym skutkiem :-) O ile smucilem sie tym, zaczynam sie cieszyc nowym zyciem, jakie bede mial gdy "troche" nad soba jeszcze popracuje. Ale wiem kur... wreszcze o co tu chodzi i co musze faktycznie zmieniac, bo najgorsze bylo to chodzenie po omacku ...

Niska samoocena cd.

Jedno co na pewno zrozumialem, wyraza sie w tym, ze od pewnego czasu zaczynajac jakich "odkrywczy" post nie zaczynam od slow "zrozumialem" tylko "zaczynam rozumiec", lub "wydaje mi sie". W kazdym takim moim osobistym odkryciu jest cos co zostaje, jest tez cos co kolejne "odkrycie" niweluje. Tak juz musi byc, tak wyglada proces poznawania samego siebie. Rozumiem wlasnie, ze jest to proces i wymaga duzo .... bardzo duzo czasu. Jak dla mnie sa to wieki :) ale tego pospiechu i nerwowosci tu w osrodku udaje mi sie wlasnie pozbyc w pierwszej kolejnosci. To chyba efekt odseparowania ... i czasu tylko dla siebie. Nie to zebym tego czasu nie mial wczesniej. Chodzi o to ze tu poswiecam go ciaglym refleksjom i medytacjom. Jak "swiecie" by to nie brzmialo, ksiedzem nie zostane, nawet sie nie nawroce. Chodzi o czas poswiecony na mysleniu o sobie. I tak na przyklad wiem, ze stracilem poczucie wlasnej wartosci, co jest efektem brania Ivory i wprowadzania sie przez to nieswiadomie w stan ciezkiej depresji. Ale okazalo sie, ze pierwotna przyczyna lezy w dziecinstwie, a nie jak wczesniej sadzilem, w jakims zdazeniu czy nawet procesie, ktory mial sie wydazyc kilka lat temu. Nie ma tez z tym nic wspolnego moja zona. W dziecinstwie sytuacja zawodowa mojego ojca byla taka, ze pracowal po kilkanascie godzin dziennie z jednym dniem wolnym w miesiacu. Nie bylo to tak jak dzis zarzuca sie biznesmenowi, ze za duzo pracuje. Moj ojciec nie mial wyjscia. Niedopuszczalem wczesniej tego czynnika do swiadomosci, bo bardzo go kocham i nigdy go za to nie winilem ani winic nie bede. OK, dowiedzialem sie, ze jako osoba z niska samoocena, szukam na sile winnych, wiec przyjmijmy humorystycznie, ze cala wine ponosi Edward Gierek ;-) Praca taty odebrala w moim wychowaniu meski pierwiastek, ktory chlopakowi jest potrzebny. Ot i cala prawda i wytlumaczenie niskiej samooceny, ktora jako osoba inteligentna (pisze tak nie jako przechwalke, ale jako wykonanie jednego z zadan budowy poczucis wartosci, tak jestem bardzo inteligentny ;-)) przykrywalem w rozny sposob. O tym pisalem wczesniej. Co najwazniejsz: CIEZKA PRACA MOZNA W SOBIE ODBUDOWAC POCZUCIE WLASNEJ WARTOSCI, a co jak co, jestem dociekliwy, uparty w dazeniu do poznania prawdy, lubie sie uczyc i chce sie zmienic (i jak mi idzie samodowartosciowywanie sie ;-) i wiem ze ten cel osiagne. I wiem, ze choc z opoznieniem, tata tez mi w tym pomoze i da to, czego wczesniej po prostu nie mogl. Proponuje zaczac od wspolnego majsterkowania. Niech mnie chwali, ze dobrze wbijam gwozdzie, nawet gdyby byly wbite krzywo. W tym zakresie, czyli samooceny, jestem jak dziecko, niestety ... Terapeuta powiedzial, ze samoocena, a raczej jej niski poziom i narkotyki, czy generalnie uzaleznienia bardzo, a nawet wiecej niz bardzo ida w parze. Nie to ze kazdy kto ma niska samoocene zostaje narkomanem, ale w druga strone to stwierdzenie jest niemal w 100% prawdziwe.

Niedziela

Dzis bardzo spokojny dzien. Rozmowa z terapeuta ktorego zdecydowalem sie wybrac jako "mojego" prowadzacego terapie. Wybralem faceta. Mimo wszystko facet z facetem chyba lepiej sie dogada i nie ma "owijania w bawelne", a to cenie najbardziej. Ciezka praca nad soba tak naprawde teraz sie dopiero rozpocznie. To znaczy ta pod okiem fachowca. Co do samooceny duzo dzis zrozumialem, rozwine to w kolejnym wpisie. Popoludniu wycieczka do Człuchowa. Niestety/stety zamek krzyzacki w remoncie. Ale piekny park i ladnie odnowione cale miasteczko. Dzieki Ci Unio Europejska. Polska pieknieje. W galerii zdjecia z Człuchowa. To luzniejszy mail, wiec dodam, ze prosze o wyrozumialosc co do polskich czcionek. Caly blog tworzony jest od poczatku do konca na iPad'zie, wiec z czcionkami jest troche problemu, a do czasu najblizszej aktualizacji oprogramowania "a z ogonkiem" nie ma wcale ...

Niska samoocena

"Zażywanie narkotyków i uprawianie seksu bez zabezpieczeń to powolne samobójstwo. Dotyczy to ludzi o niskiej samoocenie i czujacych się źle z samym soba" wypowiedz amerykańskiego psychologa dla BBC. Nic nie wiem o seksie bez zabezpieczen, ale co do narkotykow potwoerdzila mi to moja dzisiejsza indywidualna sesja z terapeuta. Zawsze mialem niska samoocene, tyle ze przez lata udawalo mi sie to "tuszowac" praca i sukcesami w pracy. W zyciu prywatnym nie da sie tego tak latwo zatuszowac. "Pomoglo" mi w tym na pewno odkrycie kokainy, ktora dawala mi poczucie bardziej otwartego i towarzyskiego. Nawet bardziej niz bardzo. Wiedzialem ze to do niczego nie prowadzi i nie szukalem jakiegos zamiennika dla kokainy dla zwiekszenia "towarzyskosci". Uznalem ze nie ma na to lekarstwa, taki juz jestem i juz. Okopalem sie za wlasnym murem. Kiedy przyszly problemy zawodowe, odkryta zostala nagle ta niska samoocena tuszowana praca i sukcesami. Tu lekarstwem na problemy w pracy mialo byc Ivory. Kiedy osiagniete przez to "sukcesy" nie byly pozytywnie odczytane przez otoczenie, przyszlo zalamanie.

sobota, 6 listopada 2010

Pierwotna przyczyna problemu

Pierwotna przyczyna problemu, ktora doprowadzila do tego ze wogole zaczalem cos brac kilka lat temu, bylo wytworzenie sie mojej niskiej samooceny. To dziwne, bo kiedys bylo naprawde odwrotnie, predzej mozna by nawet zarzucic mi zuchwalstwo i przechwalanie. Doprowadzila do tego chora sytuacja w moim zwiazku. To bylo systematyczne, powolne dzialanie. Kiedys nawet zona poprosila mnie, abym takie drobne dolujace elementy w jej wypowiedziach wskazywal jej, aby mogla sie tego "oduczyc". Miala pelna swiadomosc ze tak ze mna postepuje. Wiecej, ja sam postepowalem w podobny sposob, doprowadzajac tez zone do niskiej samooceny. Krzywdzilismu sie na wzajem. Jedyna szansa na przetrwanie naszego zwiazku jest obustronne zrozumienie tego i praca nad jego odbudowaniem, ale na nowych zdrowych zasadach. Zona ma do mnie zal, ale i ja go mam do niej. Zalenie sie do niczego nie doprowadzi. Pokazywanie jak sie czujemy skrzywdzeni do niczego nie prowadzi. Jedynie wzajemne zrozumienie, empataia, zrozumienie samego siebie, co robilo sie zle, daje nadzieje, szanse, na odbudowanie tego zwiazku. To ostatnia dla nas szansa. Potrzebna jest do tego tylko tylko chec i dobra wola zmian. Bo oboje, pomimo wzajemnie zadawanych sobie ran kochamy sie. Owocem tej milosci sa dwie wspaniale dziewczyny. Szkodz aby nadwyrezone ego zniszczylo ta rodzine, ktora kiedys potrafila byc wspaniala. Moze zabila nas rutyna dnia codziennego, moze brak rozmow, moze niepotrafienie wyrazania swoich potrzeb. Mysle ze zlozylo sie na to wiele elementow. Jednego jestem pewny - obecna postawa wroce, jak wyzdrowiejesz jest prowadzi wprost do rozpadu tej rodziny.

Samoocena cd.

Streszczenie z ksiazki Sue Atkinson "Budowanie Poczuciz Wlasnej Wartosci", pod ktorym moge sie niestety podpisac. To caly ja: Przez lata mialem obraz siebie kryjacego sie za murem. Jeste bezpieczny za moim murem, ale tez i okropnie samotny, a ta izolacja zaczyna mi doskwierać, az staje sie nieznosna. Musze czasem wypełznać, ale wtedy jestem bardzo wrażliwy. Opuszczem swój azyl i nie umiem sobie poradzic, wiec przy pierwszej sposobnosci szybko wracam za mur. Oto niektore uczucia/twierdzenia opisujace moje samopoczucie: samotny i odizolowany od innych; zlapany w pulapke wlasnej bezuzytecznosci; niekompetentny i niezdolny, aby byc dobrym czlonkiem rodziny, rodzicem, partnerem lub dobrze wykonywac swoja prace; w nastroju samobójczym; przytlaczajace poczucie winy. Niska samoocena, uwidacznia sie w: tendencji do depresji; zaburzenia w jedzeniu (niedojadanie albo objadanie sie), atki paniki, tendencja do ciaglego przepraszania i ponizania sie, brak dostatecznych osiagniec powodowany brakiem wiary w siebie; trudnosc w nawiazywaniu dobrych zwiazkow, moga konczyc sie wykorzystywaniem przez jedna ze stron; trudnosci w podejmowaniu decyzji; nadmierna wrzaliwosc na krytyke; nadmierna wrazliwosc na uczucia otaczajacych ludzi, czasem poczucie odpowiedzialnosci za uczucia innych; trwanie w niezdrowym zwiazku wymagajacym terapii. Zaskakujace sposoby uwidaczniania sie niskiej samooceny: "jestem twardy i nic nie moze mnie zranic" (tak naprawde czuje sie przerazony, ale jesli zastrasze Ciebie, mam nadzieje, ze bedziesz tak oniesmielony, ze zostawisz mnie w spokoju); "Wiem wszystko" ( czuje sie naprawde niepewnie, ale jesli bede zawsze zachowywal sie tak, jakbym byl pewny siebie i wszystko wiedzial, mam nadzieje ze nie bedziesz mnie sprawdzal); Potrafie duzo wypic, zartuje na imprezach (nikt nie zauwazy ze w srodku jestem samotny). Niska samoocena rodzi sie jako efekt stosunkow z cala rodzina i przyjaciolmi. Kilka lat temu maialem bardzo wysoka samoocene. Wszystko mi sie udawalo, pisalem o tym wczesniej, zycie bylo wspaniale, lubilem spotykac sie z ludzmi itd. Cos stalo sie we mnie kilka lat temu, to moze jakies pojedyncze zdazenie, moze jakis proces, ze zupelnie stracilem dobra samoocene, wiecej, wpadlem w pulapke niskiej samooceny. Ale wiem ze to mozna naprawic. Niestety moja zona nie chce pomoc sobie ani mnie, pomagajac mi budowac na powrot swa wysoka samoocene. Wiecej, ciaglymi zarzutami i wypominaniami jak to bylo w okresie abstynencji i jak bralem, powieksza jeszcze moja beznadzieje. Wroci jak sie wylecze. Niestety/stety aby sie wyleczyc musze przede wszystkim odbudowac swoja samoocene. Kolo sie zamyka. Choc ja kocham, dzis musialem sie pozegnac. Potrzebuje wsparcia i pomocy kobiety, ktora na powrot pozwoli mi uwierzyc w siebie.

Niska samoocena

"Niska samoocena uwidacznia sie w wielu szkodliwych, niefortunnych zachowaniach i powoduje niewypowiedziane zamieszanie i cierpienie. Wedlug badan slabe osiagniecia w szkole, wagarowanie, przestepstaw, przemoc, naduzuwanie alkoholu i narkotykow, ciaze wsrod nieletnich i proby samobujcze, nacisk grupy rowiesniczej wskazuja na silny zwiazek z samoocena." Murray White

piątek, 5 listopada 2010

Cytaty

"Problemów nie da się rozwiązać, stosując taki sposób myślenia, przy jakim te problemy powstały" A.Einstein "Ten jest silny, kto zwycięża samego siebie" Tao Te Ching

Porozumienie bez przemocy

Druga czesc dnia poswiecona byla sposobom porozumiewania sie. Pewien naukowiec Rossenberg podzielil sposoby porozumiewania sie na jezyk żyrafy i jezyk szakala. Uczymy sie, ze nawet gdy ktos nie potrafi w jasny sposob w drodze komunikacji przedstawic swoich potrzeb i posluguje sie jezykiem szakala, powinnismy z jego komunikatu odczytac mimo wszystko jego potrzeby i odpowoedziec jezykiem żyrafy. Przyklad: Ty mnie wcale nie sluchasz - to jezyk szakala. Potrzeby jakie chce nam ktos tak przedstawic - np. czuje sie samotna, mam problemy, chce o tym porozmawiac. To samo wiec w jezyku żyrafy moglo by brzmiec: wylacz prosze telewizor, mam problem i chcialabym porozmawiac, cos mnie dreczy, itp. Inny przyklad, zona ma kiepski dzien, bo szel nakrzyczal na nia w pracy, przychodzi do domu i zaczyna krzyczec na nas. Powinnismy dazyc do zrozumienia, co ja wyprowadzilo z rownowagi i w zadnym wypadku nie odpowiadac jezykiem szakala, nie dac sie wyprowadzic z rownowagi. Tak wiec szakal ocenia, krytykuje, nie wyraza jasno swoich potrzeb, a żyrafa jest empatyczna, sama potrafi zrozumiec swoje uczucia i je jasno wyrazic. Poslugujmy sie jezykiem zyrafy, swiat bedzie fajniejszy, a zycie latwiejsze. Choc to bardzo czasami trudne, szczegolnie w kontakcie z bliskimi gdy pojawiaja sie dodatkowe emocje, wynikajace z naszego zaangazowania w zwiazek. Przyjechalem tu tydzien temu. Przede mna jeszcze 7! tygodni. Mam nadzieje, ze zaczalem cos rozumiec ... Blog przekroczyl 600 wyswietlen. Cieszy mnie to. To chyba sporo jak na tydzien. Bardzo bym chcial aby temat uzaleznien i tego na czym polega choroba i terapia byl bardziej zrozumialy dla jak najszerszego grona. Nie wierze ze dzieki niemu ktos nie wezmie, ale mam nadzieje ze pomoze tym ktorzy nie moga sie zdecydowac na leczenie, dzieki temu, ze zobacza na czym to polega. Moze pomoze tez rodzinom uzaleznionych.

Jak walczyc z nawrotem

Kiedy zbliza sie moment, kiedy nastepuje nawrot, zaczynamy pic/brac, najczesciej z przekonaniem, ze albo juz jestesmy zdrowi i mozna, czesciej z falszywym poczuciem, ze mozna to kontrolowac, pojawiaja sie w glowie pewne mysli: ze zycie bez tego nie wychodzi, wez bedzie latwiej, "ciekawosc" czy juz mozna i jak po tym bedzie, wspomnienie, jak po tym bylo fajnie. Dzis na sesji wypisywalismy co przez branie/picie stracilismy i na drugiej liscie, co dzieki przestaniu brania/picia zyskalismy. Kazdy mial rozne elementy. Jedynym wlasciwie wspolnym byla utrata/odzyskanie rodziny. Kazdy z nas musi zrobic sobie taka jego bardzo szczegolowa i indywidualna, odnoszaca sie specjalnie do jego zycia liste, ktora powinien w takich chwilach "slabosci" przeczytac. Druga metoda, bo najwazniejsze to nie dopuscic aby taka mysl zawitala na dluzej niz kilka minut - potem juz jest za pozno, jest zajecie sie czyms. Kazdy moze miec cos swojego indywidualnego. To moze byc bieganie, gra komputerowa, majsterkowanie. Nastepny element to miec gotowe hasla, nawet bardzo dosadne, typu " stary nie rozczulaj sie nad soba, nie pier.... wez sie do roboty". Ostatnia deska ratunku jest zaufany przyjaciel, rozumiejacy problem. Najlepiej posiadajacy odpowiednia wiedze partner, ktory nie traktuje problemu jako "choroby silej woli" bo to jak powiedzial terapeuta nie ma nic wspolnego z silna wola (kwestia silnej woli byla na poczatku, biore albo nie biore i konczy sie z chwila pojawienia sie uzaleznienia). Osoba taka powinna wysluchac jakie trapia nas problemy, pocieszyc, nigdy nie pouczac, oceniac, krytykowac. U Anonimowych Alkocholikow, osoba taka nazywana jest Sponsorem. I koniecznie musimy sobie kogos takiego znalezc. Nie ukrywam, ze chcialbym aby to byla moja zona, bo zeczyno ktorych my chcemy rozmawiac nie dotycza brania czy nie brania, tylko problemow, bardzo czesto rodzinnych, wynikajacych z braku zrozumienia, czy zlej komunikacji. Dowiedzialem sie tez, ze kontynuujac leczenie, po kilku latach sami jestesmy w stanie rozwiazywac takie problemy, wylapywac rozpoczecie procesu nawrotu sami w sobie na wczesnym etapie, bo im wczesniej tym latwiej. Trzeba przede wszystkim miec swiadomosc swoich uczuc i umiejetnosc mowienia o nich. Ale to dotyczy chyba nie tylko uzaleznien. To trudny temat i glowy dzis nam pekaja. Wczoraj zadzwonila do osrodka moja zona. To dobrze rokuje. Teraz po ulewach wyszlo slonce, wiec ide pobiegac, oczyscic choc troche umysl z mysli ... W ciagu tygodnia wyjda kolejne osoby. Zostanie nas 4. Na swieta raczej nikt nie przyjedzie, bedzie najazd klientow z postanowieniami noworocznymi. Zanosi sie wiec, ze drugi miesiac bede tu sam. Oni mnie chyba wtedy zajada psychicznie ... Ja i 8 terapeutow ... Tak to nie mial nawet nikt z Roling Stones ;)

czwartek, 4 listopada 2010

Terapeutk

Podzielilem sie swoimi spostrzezeniami z Terapeutka. Tym razem z usmiechem zrozumienia pokiwala twierdzaco glowa. Chyba jestem blizej zrozumienia problemu ...

Zrozumienie przyczyn cz. II

Mylilem sie, ze cos wczesniej zrozumialem. Szukalem sam usprawidliwienia w genach, jakichs cechach charakteru, po czesci szukalem winy u innych. Dzis mysle ze jestem blizej prawdy. "Zmienilem sie" po "przygodzie" z kokaina. Nie rozwiazalem wtedy tego problemu. Ten dwuletni okres przerwy do powrotu do tym razem dopalaczy, to okres abstynencji, w ktorym wystapily po koleji prawie wszystkie etapy procesu prowadzacego do nawrotu. Ja sie nie zmienilem, tylko bylem chory - bo zaczynam to rozumiec jako chorobe psychiczna. Te etapy pojawia sie tez znowu. Taka jest kolej rzeczy. Wierze jednak gleboko, ze znajac ten proces bede sam w stanie to wylapac. Tym blogiem w jakim stopniu uswiadamiam na czym polega problem rodzine i przyjaciol. Widzieliscie wczesniej we mnie te wsztstkie symptomy, i tak jak ja mogliscie jedynie sie wtedy zastanawiac, co sie zlego ze mna dzieje. Teraz bedziecie wiedziec. Poniewaz pojawia sie tam etap odrzycenia i zaprzeczania, juz dzis prosze Was o wyrozumialosc. Bez owijania w bawelne przypominajcie mi prosze wtedy dzisiejsze zajecia i fakt istnienia tego procesu. Wierze, ze mam na tyle inteligencji, ze nie zamkne sie na pomoc i zwrocenie mi uwagi ze zbaczam z jedynej slusznej drogi, a wkraczam na droge tego procesy prowadzaca do nikad. Ja sam zrobie wszystko, aby samemu to wylapywac. W zadnym wypadku nie chce nikogo obarczac odpowiedzialnoscia za samego siebie. Wierze, mam nadzieje, ze przeczyta to moja zona i postara sie na problem inaczej spojrzec, i ze bedzie jako najblizsza mi osoba moim wsparciem, celem zycia i nadzieja.

CYKL NAWROTU cd.

FAZA V - DEZORIENTACJA I NADPOBUDLIWOSC (brak jasnego myslenia, irytacja malo znaczacymi sprawami, soba samym i innymi) Czesto czuje zlosc na samego siebie, nie rozumiem co sie dzieje. Jestem zdezorientowany. Irytuja mnie przyjaciele i rodzina. Czuje sie zagrozony, gdy mowia mi o zmianach, ktore zauwazaja w moim zachowaniu i nastrojach. Latwo wpadam w zlosc. Mam ataki gniewu, uraz i rozdraznienie bez wiekszego powodu. Nieregularnie jem. Nic mi sie nie chce, stracilem chec do dzialania. Jestem niespokojny, spiety, trudnosc z koncentracja. Mam uczucie, ze sytuacja jest bez wyjscia. Zle sypiam. Trudnosci w utrzymaniu porzadku dnia. Niepotrafie trzymac sie planow i podjetych decyzji. Czuje sie przygnebiony, zdenerwowany i zly. Izoluje sie od ludzi. Czesto mam poczucie, ze nikt mnie nie rozumie i nikomu na mnie nie zalezy. FAZA VI - UTRATA KONTROLI NAD ZACHOWANIEM. Tak naprawde nic mnie nie obchodzi, nie potrzebuje zadnej pomocy. Niech nie beda tacy gorliwi i tak nie mam zaufania do nikogo. Nie jestem zadowolony z mojego zycia bez narkotykow/alkoholu. Nie potrafie nic zrobic, moja sytuacja jest bez wyjscia. Czuje bezradnosc i bezsilnosc. FAZA VII - SWIADOMOSC UTRATY KONTROLI. Czesto zal mi samego siebie. Gdy bralem/pilem pomagalo mi to, moje zycie bylo ciekawsze. Czesto zdarza mi sie klamac, zaprzeczac, ale robie to w swojej obronie. Niepotrafie radzic sobie z zyciem, nie potrafie podjac zadnego dzialania. FAZA VIII - OGRANICZENIE LICZBY WYBOROW. Czesto mam pretensje i uczucie zlosci do calego swiata, ale takze do samego siebie. Mam dosc leczenia i ludzi ktorzy chca mi na sile pomoc. Chyba nie mam innego wyjscia jak wrocic do picia/brania inaczej nie poradze sobie z poczuciem beznadzieji i rozpaczy. Mam coraz wieksze trudnosci w panowaniu nad myslami, emocjami i zachowaniem. Musze "przygrzać"/"zapić" ale będę to kontrolował.

Poranek

Poslizgnalem sie na schodach i potrzaskalem telefon. Dziala, ale co to za iPhone 4 ze zbita szybka :(((( Ja caly, tylko cztery litery bola. Dzis nici z biegania. Pada deszcz, wszystko jest do 4 liter ... Pozegnalismy jednego z kolegow ...

CYKL NAWROTU

Nawrót do przyjmowania alkoholu/narkotykow jest procesem rozciagnietym w czasie. Sklada sie z etapow, przy czym nie zawsze wszystkie etapy musza wystapic. Każdy z etapów wykryty, może zostać przerwany. Bardzo ważne wsparcie i znajomość problemu rodziny. ETAP I - POWRÓT ZAPRZECZANIA (niezdolnosc do rozpoznania i uczciwego powiedzenia innym, tego co sie mysli i czuje) Niepokojenie sie o samopoczucie, przeżywanie lęku i strachu, ale nie przyznawanie sie do tych uczuc. ETAP II - ZACHOWANIA UCIECZKOWE I OBRONNE (unikanie wszystkich i wszystkiego, co zmusiloby do uczciwego spojrzenia na siebie samego) nie widze potrzeby terapi, nie musze realizowac codziennego planu zdrowienia, jestem przeciez zdrowy. Nie lubie gdy ludzie pytaja o problemy osobiste, czy program zdrowienia. Zaczynam powtarzać te same czynności, np. daże do kontrolowania rozmowy, zbyt wiele mowiac lub milczac. Czasami reaguje impulsywnie bez zastanowienia lub samokontroli. Duzo czasu spedzam samotnie. Ludzie nie sa mi potrzebni. ETAP III - NARASTANIE KRYZYSU ZWIAZANEGO Z PRZEŻYWANIEM PROBLEMÒW ŻYCIOWYCH WYNIKAJACYCH Z ZAPRZECZANIA UCZUCIOM, IZOLOWANIEM SIE. Myślenie koncentruje się tylko na kilku aspektach spraw, ograniczony horyzont, myślenie tunelowe, widzę tylko mały wycinek życia (pytanie dla wtajemniczonych - góry???). Często czuję się przygnębiony, smutny, apatyczny. Najchętniej cały ten czas bym przespał, ale staram się chwytać różnych zajęć i nie mówić o depresji. Przestaje planować swoje życie, działanie i zachowanie. Moje plany mnie zawodza i mam coraz to nowe problemy życiowe. ETAP IV - UTRATA ZDOLNOŚCI DO DZIAŁANIA. Często oddaję się marzeniom i fantazjuje na temat ucieczki albo "uwolnienia się od tego wszystkiego". Mam poczucie, że niczego nie da się rozwiazać. Zrobiłem co było w mojej mocy ale nic nie wychodzi. Chciałbym być szczęśliwy, żeby sytuacja się poprawiła, ale nie potrafie już określić, co jest potrzebne by tak się stało

środa, 3 listopada 2010

Zmiana

Przed przyjazdem kazdy myslal, ze przyjazd tu ma na celu zmiane. Zrozumialem juz, ze cel jest inny i tylko zrozumienie tego prawdziwego celu moze prowadzic do sukcesu. Nie da sie wielu rzeczy w sobie trwale zmienic, choc nie wiem jak bysmy tego chcieli czy tym bardziej jak by tego chcialy bliskie nam osoby. Tu przyjechalismy ZROZUMIEC i NAUCZYC sie. Zrozumiec siebie, swoje reakcje, takze reakcje bliskich (wiecej empatii mniej oceny) i nauczyc sie jak wygladaja pewne procesy, jak sie w nich odnalezc, jak postepowac. I nie chodzi tylko o narkotyki, alkohol itp. ale przede wszystkim o relacje ze samym soba i z bliskimi osobami. Używki sa elementem pochodnym. Choć nikt z "użqywajacych" nie mowi ze ich nie lubi ... Ale np. ja jestem "psychotropowym diabetykiem" - to po prostu szkodzi ...

Zaufanie

Dzis zrozumielismy, ze w zakresie używek nigdy nikt do nas nie będzie miał zaufania i nie możemy nikogo o to obwiniać czy mieć jakiekolwiek pretensje. Bo nie chodzi tu wogole o zaufanie. Chodzi o ten proces nawrotu i umiejetnosc wychwycenia, czy wrocilismy na sciezke tego procesu nawrotu prowadzaca do nikad. O wyłapanie symptomów i wtedy o odpowiednia reakcje. Wszystko byle nie przemilczenie, co niestety jest typowe dla wspoluzaleznionych. Ten temat jest i nigdy juz nie zniknie. Od nas zalezy jak go bedziemy traktowac. Czy ze zloscia jako wypominanie, zwykle tylko w klótniach (niekonstruktywna krytyka) czy ze zrozumieniem, rozwiazujac problemy (konstruktywna krytyka). Oczywiscie nie mozemy na bliskich przezucac odpowiedzialnosci. Tu sami uczymy sie jak samemu w sobie wyłapać za wczasu te symtomy i jak reagować.

Krytyka i autoempatia (autokrytyka) notatki z zajeć

Prowadz dziennik. Zapisuj w nim komunikaty wyrazajace ocene, osad, obwinianie,krytyke, ktore slyszysz lub mowisz w ciagu dnia. Opisuj sytuacje w jakich sie pojawily. Pod koniec dnia wybierz jedna taka sytuacje i przypomnij sobie towarzyszace jej uczucia. Zidentyfikuj swoje niezaspokojone potrzeby i poczuj to w sobie. W otrzymanej krytyce odkryj i nazwij uczucia oraz potrzeby osoby, ktora ten komunikat wyglosila. Doswiadczaj zwiazanych z tym uczuc. Zapisuj takze jakie informacje o sobie i innych uzyskales i czego Cie nauczyla ta sytuacja. Badz szczegolnie uwazny, gdy: 1. Krytyke kierujesz do siebie. Sprawdz w jaki sposob mowisz do siebie kiedy popelniasz blad lub nie podoba ci sie swoje zachowanie 2. Gdy krytyke kierujesz do innch, sprawdz w jaki sposib do nich mowisz (emocje) 3. Gdy slyszysz krytyke skierowana do ciebie, sprawdz jak reagujesz. Czy te komunikaty napawaja cie lękiem, złościa, innymi uczuciami Traktuj wszystkie komunikaty jako źródło cennych informacji o sobie i innych. Prowadzac dziennik stopniowo uświadomisz sobie, ktore komunikaty zwracaja twoja uwage, wywoluja niewygodne uczucia, sprawiaja trudność. Spotrzezenia tebprzełożone na język empatii pomoga ci skontaktowac sie z Twoimi niezaspokojonymi potrzebami i przybliży do ich zaspokojenia. Empatyczne słuchanie pogłebi twoje relacje ze soba i innymi. To byla wazna lekcja. Chcialem Wam pokazac jak tu pracujemy, na czym polega terapia. Musielismy wziasc kartki i napisac te sprawy a potem to omówic. Nie jest lekko, bo wymaga to otwarcia sie dodatkowo przed grupa i prowadzacym. Dzis mam kolejne spotkanie indywidualne.

Nawrót

Dzisiejsza sesja była o nawrocie (powrót do narkotyków). Okazuje się, ze występuje pewien algorytm postępowania. Pojawiają się pewne symptomy, które wskazują niemal jednoznacznie, że coś się złego dzieje i wraca się na ścieżkę do brania, jako jedynego "rozwiązania". Ponieważ choroba jest nieuleczalna, to jedyna metoda na walkę z nią. Lekarstwo jest proste. Rozmowa. Szczerość i mówienie o problemach jest jedyna metoda zapobieżenia nawrotom. Bo to wszystko dzieje się w myślach. Nie ma po prostu cudownej tabletki. Jednym z takich symptomów jest postępującej odwracanie się od rodziny i znajomych. Powolne wybierania ścieżki "samotności". Wtedy należy skontaktować się z terapeuta, porozmawiać z żona itd. Bo łatwiej nawet znaleźć przyczynę od razu, niż przypominać sobie co się stało 3 lata temu. Dobrze jak najbliżsi są tez świadomi tego procesu i nie obrażają się ale widza w jakimś zachowani element procesu, który łatwo można przerwać. Taki nieprzerwany, niezadtopowany element procesu nawrotu (jest 11 etapów) wywołuje kolejne jego elementy itd aż następuje powrót do brania. Na poznawaniu takich procesów i algorytmow polega własnie terapia.

Refleksja

I mysle, ze nie ocenialem wczesniej postepowania zony. Nie rozumiem go i nie mam mozliwosci zrozumiec bez rozmowy. Ja jedynie stwierdzilem fakty. Tak mysle.

Samotnosc

Samotnosc byla zbawienna. Samemu bylo mi poprostu dobrze. Wczesniej taki nie bylem, a po sesjach u psychologa, jedynie istnienie drugiego ja pozwala mi dzis wytlumaczyc ucieczke w kierunku samotnosci a nie cos innego. Nie wiem?

Komentarz

Nie, to zawsze bylo we mnie, ale zdominowane przez tego drugiego ja. A stalo sie to po 35 latach, bo wczesniej nie bylo ku temu bodzcow. Po prostu ten pierwszy ja poczul ze poniosl porazke. W zyciu zawodowym, rodzinnym, stracilem tez jednego z przyjaciol, ktory zdradzil mnie. Wiele spraw stalo sie rownoczesnie. Dlatego moze nie poradzilem sobie z tym w normalny sposob. Gdybym mial to oceniac, to najwazniejszym czynnikiem byly/sa problemy w domu. Ja po prostu nie mam z kim rozmawiac. Nie teraz. Nigdy nie mialem. Nie da sie rozmawiac, jak partnerka jest zamknieta w sobie, nie dzieli sie swoimi uczuciami, wiecej, uwaza ze nie jestem odpowiednim obiektem do rozmow. Zaczelismy zyc jak dwie indywidualne jednostki. Tak nie bylo wczesniej. A moze wczesniej jak wszystko bylo cool, ja nie potrzebowalem rozmowy. Trudno sobie z tym poradzic, bo zony nie mam. Jest tu bardzo wazny element w postaci konsultacji dla rodzin. Wkolo slysze o roli najblizszej Ci osoby, niektorzy po powrocie beda chodzic razem na kontynuacje leczenia. Dzis sa zajecia o procesie nawrotu, jak go rozpoznac i przerwac. Mojej zony to nie interesuje. Nie wiem tylko czy to niezrozumienie tematu i typowe zachowanie osoby wspoluzaleznionej (ucieczka od problemu) czy po prostu nic jej juz ze mna nie wiaze. Poprostu zniknela i zakazala rozmowy, wiec poprostu nawet nie moge z nia o tym porozmawiac. Nie rozumiem tego zachowania. Jestem tu tylko i wylacznie dzieki przyjaciolom. "Wsparcie" jakie uslyszalem od zony to slowa - na pewno tam nie pojedziesz ... To slowa otuchy?

Zrozumienie przyczyn problemów

Jest jak gdyby dwóch "mnie". Jeden bardziej przebojowy, lubiacy towarzystwo, rozmowy. Pelen energii przeznaczonej do dobrego sporzytkowania. Ta postać bierze górę, kiedy Wszystko wychodzi, gdy odnosze sukcesy zawodowe, gdy w domu się wszystko układa. Takiego lubia mnie ludzie. Jestem wesoły, chętny do dzielenia się ta radościa zycia. To jakby część mnie w jakimś stopnu przejęta w genach od taty. Jest też moje drugie oblicze, to na okres sytuacji trudniejszych, kryzysowych. Wydaje się to proste, lecz mnie zajęło trochę czasu zrozumienie tego, ponieważ jakieś 34-35 lat mojego życia to pasmo samych sukcesów. Trochę wg. zasady autohipnozy, że wystarczy sobie wmówić, że będzie dobrze, a los i szczęście same będa ci sprzyjać. Ja od dziecka wmowiłem sobie, że naprawdę "urodziłem się w czepku". Do tego zastosowałem "radę starych mędrców", czyli mojego dziadka, że "szczęściu trzeba pomóc". Wiec dużo też na ten sukces pracowałem i wszystko się zawsze układało. Do tego stopnia, że "przekręciłem" te dwie zasady w ich wypaczenie - że wszystko co chcę i tak samo do mnie przyjdzie. W pewnym momencie zapomniałem i o czepku i o pracy której szczęście też ode mnie wymagało. I dotyczy to tak pracy jak i zwiazków, i tych rodzinnych i przyjaźni. Kryzys wewnętrzny i także ten zewnętrzny musiały w takich okolicznościach się pojawić, i nie jest to zbieg okoliczności, że przyszły razem. Wtedy pojawiła się ta druga moja natura, genetycznie bardziej odziedziczona od mamy. I w rzadnym wypadku mama nie może się o nic obwiniać, dlatego, że tak jak wcześniej życie czerpałem garściami i "szedłem na maxa", tak i ochotę na schowanie się w domu, zagłębienie w ksiażkach, potem w komputerze, na samotność posunałem do wypaczonej postaci. Po prostu narkotyki potęguja ten stan. A mnie w nim było po prostu dobrze. Było mi dobrze w samotności, w zamknięciu w swoim gabinecie. Prochy pozwalały ten stan i uczucie znacznie spotęgować. Było mi wiec po nich jeszcze bardziej samotnie. Stworzyłem niejako nowa zasade: "Samotności trzeba pomóc" i stosowałem ja pomagajac sobie prochami. Niejako potwierdzeniem jest fakt, że zupełnie nie kręciły mnie nigdy żadne narkotyki wpływajace na zmiane stanu świadomości. Nawet trawkę paliłem tylko pare razy w życiu i tylko gdzieś tam raczej dla towarzystwa. Ani razu żadnego tego typu narkotyku nie kupiłem w dopalaczach.com . Gdy była promocja i przez miesiac dawali je gratis do każdego kupionego Ivory, po prostu zostawiałem je sprzedajacej tam dziewczynie. Teraz wiem wiec jaki jestem i skad pewne moje zachowania wynikaja. Okazalo sie to bardzo proste. Wręcz banalne. Lubie tu przebywac w towarzystwie, ale zauwazylem, ze musze jeszcze troche niejako sie zmusic do tego, albo lepsze slowo, przypomniec sobie o tym i isc do kolegow, i spedzic potem z nimi swietnie czas, bo w przeciwnym razie z także z przyjemnoscia pograżyłbym sie w swoim pokoju w samotności i ksiażkach. Ta druga postawa w moim wykonaniu jest nie do przyjecia. Ale to co pozytywne, tego towarzyskiego ja nie muszę sie uczyć. Wiem to i czuję, że takiego mnie ludzie wola, że mnie lubia. Sprawia mi satysfakcję, gdy moja obecność ich cieszy, gdy śmieja się z moich żartów. To moje drugie ja, ktore tez z pomoca żony, mam jeszcze taka nadziejęm, oraz przyjacioł, jestem o tym przekonany, ze juz na zawsze mnie zdominuje. Teraz kiedy to zrozumialem, moge Wszystkim powiedziec: "Cześć, wróciłem :)"

Smiechoterapia

Czasam jest tak wesolo, ze boli juz brzuch i szczeka od smiechu. Kawalami i anegdotami odreagowujemy stres. Stres zwiazany glownie z powrotem do domu. Wczorajsza wieczorna anegdotka: Kolo Bydgoszczy jest wies Zamosc. Raz nowoprzyjetemu do PGR-u kazali zawiezc traktorem przyczepe do tego Zamoscia. Po 5 dniach zauwazyli, ze traktorzysta nie pojawia sie w pracy. Byl w drodze do Zamoscia, tego oddalonego o 600 km od Bydgoszczy i braklo mu kasy na rope ...

wtorek, 2 listopada 2010

Narkotyki

Dzis mialem sesje indywidualna. Po niej tyle przemyslen, ze zamilklem prawie na caly dzien. Zrozumialem, a raczej doszedlem do tego troche przez przypadek czytajac potem "Alkohol, prochy i ja" Barbary Rosiek (tej od "Pamietnika narkomanki") dlaczego bralem. Na razie nie bede o tym pisal. Ale jedno jest pewne - wytlumaczenie tego, i zreszta nie tylko tego, bardzo ulatwi mi zmiane pewnych rzeczy i powrot do tego jaki bylem 3 lata temu. A narkotyki - stracily dla mnie w zwiazku z tym jakikolwiek sens... Na szczescie nie jeste za poźno i nie zdazylem dojsc do etapu, gdy nawet ta wiedza juz by nie pomogla. Ciesze sie, ze przedemna jeszcze 7 tygodni. To pozwoli bardzo dokladnie przeanalizowac pewne procesy ktore zaszly w mojej glowie. To co sie wydazylo dzis, to kontynuacja wczesniejszych sesji u psychologa. Jednak musialem tu przyjechac zeby sie to wszystko ulozylo w calosc. Bardzo mi w zrozumieniu tego pomogli koledzy, ktorzy opowiadaja o swoich doswiadczeniach i przezyciach. Tu nie ma sciemy pt. bralem bo mialem jakis problem, lub bralem bo zona przestala mnie kochac ... Po prostu bralem bo bylo mi po tym dobrze. A dzisiejsze wyjasnienie dotyczy tego - dlaczego bylo mi dobrze!

Współuzależnienie

Dzisiejsza sesja była o rodzinach uzależnionych. Jeżeli ktoś nie miał jeszcze poczucia winy, dziś już ma. Przyklad Cwiczenia: najpierw nas totalnie wyciszyli, jak na relaksacji. Kazdy wygodnie rozlozony w fotelu, myslisz tylko o swoim oddechu, zamkniete oczy ... I nagle orzerazlwe trzesniecie drzwiami. Kazdy az sie poderwel. Pytanie co poczuliscie - wykrzyczelismy ze STRACH. Terapeutka powiedzila, ze nasi najblizsi czuju to samo w zwielokrotnionym stopniu tyle ze caly czas. Dalo do myslenie. Potem o pewnym blednym kole ktore sie wytwarza. Gdy wrocimy nie bedzie do nas zaufania, bede wyrzuty o to co zlego zrobilismy pod wplywem alkoholu lub psychotropow, to z koleji nas dobija i zacheca do ucieczki. Ale ja wymyslilem sobie wytlumaczenie, ktore ma zakonczyc moj problem. Nikt nie wmowi mi ze np. Kokaina jest niedobra. Jest fajna i koniec. Ale jestem jak cukrzyk, ktory nie moze jesc slodyczy. Nikt mu nie wmowi ze czekolada jest niedobra. Ale nie je jej bo inaczej wczesniej czy pozniej umrze. Ja jestem po prostu uczulony na narkotyki. Nie moge tego brac, choc nie wiem jak byloby to fajne. Przy czym przy uzaleznieniu to nie jest tak jak z papierosami,mze kazdy palacy wie ze szkodza. To chyba wplyw odleglosci czasu kiedy cos szkodzi. Chory na raka pluc tez przestaje palic. Co do papierosow chyba sie tu poddam i zostawie to sobie na powrot. Nawet jedna z terapeutek pali. To tak jakby spotkania AA byly organizowane w barze z piwem. Zobaczymy. Jest coraz trudniej. Sytuacja niezbyt sprzyja rzucaniu.

Joging

Trzeba zwiekszyc w sobie dzis energie i poszukac pozytywow. Przerwa w zajeciach, wiec ide pobiegac. Paradoksalnie poranna medytacja miala dotyczyc optymizmu. Dzis dyskusja raczej sie nie rozwinela. Dzis mam tez 1,5 godz indywidualne konsultacje. Wiec cos sie dzieje, nie bedzie nudno ... Prosze inne nastawienie i juz sie wlaczaja moje rozowe okulary ... Do roboty ... :)

Nastròj

Kiepska pogoda i takie tez dzis nastroje. Nikomu, a na pewno mnie, nic sie nie chce. Ogarnia mnie tesknota. Niech sie zaczynaja zajecia, wtedy przynajmniej jest zajecie i nie wracaja ciagle mysli o Niej i Dziewczynkach. Tesknie za Wami i bardzo kocham.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Sekrety - Medytacja. Podsumowanie

Żeby nie popaść w druga skrajność i teraz spędzać życie na samym rozmyślaniu, bo o to też chyba nie chodzi, ja sam postanowiłem przeznaczyć na wieczorna medytację jeden sekret dziennie i w weekend robić wtedy podsumowanie tygodnia. Na koniec V sekret w praktyce. Zapytałem kolegę który wychodzi we wtorek o radę, co mu pobyt dał, co jest najważniejsze (14 lat amfa). Powiedział, że zmieniła się jego psychika, a najważniejsze, to jedna z zasad obowiazujacych w ośrodku: im więcej dasz, tym więcej weźmiesz (tu chodzi o zaangażowanie i otwarcie w trakcie sesji terapeutycznych). Przeceż to nic innego jak V sekret !!!

SEKRET V: DAWAJ WIĘCEJ NIŻ BIERZESZ

1. Czy w tym tygodniu świat dzięki mnie stał się lepszym miejscem nawet w najdrobniejszy sposób? 2. Czy pamiętałem w tym tygodniu, że wywieram wpływ, choć mogę tego nie zauważać? Czy byłem życzliwy, hojny i ofiarny? W jaki sposób mógłbym być taki jeszcze bardziej jutro/w przyszłym tygodniu? 3. W jaki sposób chciałbym przeżyć ten sekret głębiej jutro lub w przyszłym tygodniu?

SEKRET IV: ŻYJ CHWILA (przeżywaj więcej)

1. Czy naprawdę angażowałem się we wszystko, co robiłem w tym tygodniu lub dzisiaj? 2. Czy skorzystałem z każdej przyjemności, która zaproponował mi dzisiejszy dzień/tydzień i czy idę świadomie przez życie, czy też dokadś pędzę? 3. Za co jestem wdzięczny dzisiaj/w tym tygodniu? Czy mógłbym powiedzieć ,,Byłbym szczęśliwy, gdyby..."? 4. Czy żyłem dzisiaj /w tym tygodniu teraźniejszościa, czy też pozwoliłem, by jutro lub wczoraj pozbawiło mnie dzisiejszego szczęścia? 5. Czy obudziłem się tego ranka wdzięczny za kolejny dzień życia? 6. W jaki sposób chciałbym przeżyć ten sekret głębiej jutro lub w przyszłym tygodniu?

SEKRET III: STAŃ SIĘ MIŁOŚCIA (kochaj więcej)

1. Czy znalazłem dzisiaj/w tym tygodniu czas dla przyjaciół, rodziny i znajomych 2. Czy byłem dzisiaj/w tym tygodniu życzliwy i kochajacy dla najbliższych mi osób? Jak mógłbym bardziej okazać im miłość jutro lub w przyszłym tygodniu? 3. Czy dzisiaj/w tym tygodniu krzewiłem miłość i życzliwość w każdej interakcji? Czy zachowywałem się tak, by dla każdej obcej osoby spotkanie ze mna miało znaczenie? 4. Którego z moich wilków karmiłem dzisiaj/w tym tygodniu? Czy spędzałem czas z ludzmi, którzy podnosza mnie na duchu? Czy postępowałem dzisiaj/w tym tygodniu z miłościa w stosunku do samego siebie? Czy oddawałem się negatywnej mowie wewnętrznej/autohipnozie? 5. W jaki sposób chciałbym przeżyć ten sekret głębiej jutro lub w przyszłym tygodniu?

SEKRET II: NIE ŻAŁUJ NICZEGO (więcej ryzyka)

1. Czy moim postępowaniem dzisiaj lub w tym tygodniu kierował strach? Co mogę zrobić, żeby być bardziej odważnym jutro lub w przyszłym tygodniu? 2. Czy w tym tygodniu postępowałem zgodnie z własnymi przekonaniami? W jaki sposób chciałbym być im bardziej wierny jutro lub w przyszłym tygodniu? 3. Jaki krok chciałbym podjać w swoim życiu już teraz, gdyby kierowała mna odwaga, a nie strach? 4. Co powiedzieliby "stary mężczyzna/kobieta siedzaca w bujanym fotelu na werandzie" na temat moich aktualnych decyzji życiowych? Czy nie zasiewam żalu? 5. Jak reaguje teraz na swoje niepowodzenia życiowe? Czy idę do przodu czy się cofam? 6. W jaki sposób chciałbym przeżyć ten sekret głębiej jutro lub w przyszłym tygodniu?